2-3.01 Tego dnia zapowiadają najniższe temperatury w moich okolicach, jest to doskonała szansa aby sprawdzić swój śpiwór i ubrania podczas nocy w lesie. Przed 15.00 docieramy na miejsce i zajmujemy się zbiorem drewna na całą noc. Zbieramy bukowe suche kłody i grubsze długie gałęzie, niech płonie godny ogień i będzie ciepło przy ognisku podczas gdy wokół ostro mrozi. Dawno takiego dobrego ogniska nie zrobiliśmy, duży i ciepły płomień. W nocy niedaleko nas podszedł lis, przyświeciłem mu czołówką w oczy. Trzeba w odpowiedniej odległości od ogniska trzymać wodę w butelkach, która szybko zamarza.
Kolega spał lub próbował spać przy ogniu. Ja położyłem się kilka metrów dalej, aby żadna iskra na mnie ni spadła. Plandeką odsłoniłem się jedynie od wiatru. Nie izolowałem się od podłoża, położyłem jedną warstwę plandeki i na to karimatę. Rankiem termometr wskazał -17°C. Racja, po kilku minutach bez rękawiczek ręce kostnieją, trzeba znów się ogrzać. Spałem w kalesonach termoaktywnych, skarpetach wełnianych, bawełnianej koszulce i czapce. Po kilku godzinach czułem zimno idące od podłoża w karimatę, jednak w odpowiedniej pozycji nie odczuwałem tego dyskomfortu, podłożyłem polar i było ciepło.
Głowę trzymam poza śpiworem, wydychana para wodna zamarza na plandece i trochę na karimacie. Spałem łącznie 5 godzin bez obudzenia się. Podczas gdy zaczęło się robić jasno wstałem i ubrałem się. Las powoli budzi się do życia, długo robi się jasno. Dopalamy ognisko, pakujemy się i ruszamy. Mróz nie ustępuję, temperatura w granicach -15°C, marsz w takich warunkach jest bardzo przyjemny, rześkie, czyste powietrze. Łąki oszronione bielą, trawy świecą do słońca, odbijają światło. Zapowiada się słoneczny dzień. Cieszy mnie, że udało mi się skorzystać z mrozu i sprawdzić sprzęt. Szkoda że nie było śniegu, byłoby bardziej klimatycznie.
07.01 Kilkanaście metrów obok mojego już zniszczonego, czteroletniego szałasu zorganizowałem sobie miejsce aby wychodzić do lasu żeby posiedzieć przy ognisku ewentualnie coś poćwiczyć, porobić na szybko... Kilkustopniowy mróz i lekko oszronione drzewa skłonił mnie do wyjścia do lasu. Bukowe, suche i grube patyki jako opał, także przy ognisku jest bardzo ciepło, tym bardziej jak zgromadzi się już trochę żaru. Lekko prószy śnieg, pustka w lesie i cisza. Oczywiście zjadłem coś dobrego znad ogniska. Nazbierałem też trochę drewna na przyszłość, przy okazji niech się suszy.
16.01 Spadło jak na obecne zimy sporo śniegu, stwierdziłem że pochodzę zimą po lesie, odwiedzę stare, znane mi miejsca. Spakowałem też hubkę i krzesiwo do poćwiczenia. Czuć delikatny mróz, ale to nie to co było na początku roku... strumień już swobodnie płynie. W lesie widać mnóstwo śladów żerowania saren i dzików, rozkopują ściółkę. Spotkałem przebijające się przez śnieg kosaćce żółte, racja, zapowiadają odwilż, ale tak wcześnie... W pewnym momencie rozchmurzyło się i zrobiło się słonecznie. Skierowałem się w miejscówkę pod świerki i rozpaliłem ognisko i poćwiczyłem trochę krzesiwo tradycyjne. Miałem krzesiwo, kwarc, trochę krzemienia, hubiaka, błyskoporka i murszaka. Ciężko było mi ugasić błyskoporka, pamiętajcie że zakopanie go w śniegu nic nie pomoże, najlepiej dobrze odciąć tlący się kawałek lub obficie polać wodą, w końcu to ćwiczenia więc hubka spokojnie może nam wyschnąć. W międzyczasie nad ogniskiem piecze się kiełbaska z cebulką, którą zjadam z czosnkowymi grzankami. Dodatkowo słodka herbatka z termosu, jakoś przed zmrokiem zwijam się i idę do domu.
Poszedłem w las w podmokłe miejsce, które obecnie jest zamarznięte, można pozwiedzać takie okolice zimą. Jednak w niektórych miejscach lód topniał, załamywał się, nie ryzykowałem, żeby nie zmoczyć się zbyt bardzo bo jest tam głęboko. Spotkałem kilka gniazd ptaków zrobionych z mchu. Znalazłem też drzewo, które podstawy jest puste w środku i wypalone, może mały pożar, albo piorun kiedyś uderzył? Przeniosłem się w drugą część lasu i wzdłuż strumyka poszedłem w stronę domu. Ostatnio widziałem ślady po zabitej sarnie, teraz mało co widać, wszystko przysypał śnieg.
26.01 Wybrałem się do lasu posiedzieć przy ognisku, przy okazji zjeść jakąś ciepłą dobrą zupkę. Ogień sam się dobrze palił, zupka się gotowała. Z racji mokrego śniegu, odwilży stwierdziłem że pobawię się i spróbuję ulepić bałwana. Udało się bardzo dobrze, bałwan przetrwał cały dzień deszczu, kolejny dzień z dodatnimi temperaturami, podczas skończył pewnego wieczora i posłużył za zgaszenie ogniska.
Bardzo fajny wpis, no i ładny bałwan :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam na mój blog o sprzęcie surwiwalowym