niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie roku 2017

Nadszedł czas na krótkie podsumowanie roku 2017. Czas ten minął dosyć szybko, jednak sporo w tym okresie się działo.

Przeszedłem blisko 5 000 km z plecakiem, spędziłem poza domem 175 dni, w tym ponad 90 dni w górach; natomiast w namiocie przespałem 75 nocy.


Nie biorę pod uwagę jednodniowych, kilkugodzinnych wyjść w teren. Na pewno największym sukcesem tego roku było to, że udało nam się obejść dookoła całą Polskę, w co sam nie dowierzałem aż do końca. Początkiem stycznia udało się spędzić noc w najniższej temperaturze jaką dotąd doświadczyłem -30,5°C. Poza tym udało mi się wybrać w Bieszczady zimą w styczniu i lutym, latem w sierpniu a także jesienią w październiku. Ponadto odwiedziłem Beskid Niski, Sądecki i Gorce. Jesienią rozpocząłem kurs na przewodnika beskidzkiego, z nadzieją na pomyślne ukończenie w przyszłości.

Chata pod Chryszczatą, w tym roku została zamknięta przed Nadleśnictwo Komańcza
Schodząc ze Starobociańskiego Wierchu
Gdzieś w Gorcach
Pod świerkami, lokalna miejscówka
Nad stawem, gdzieś w dolinie 
Na Parpotnej w Bieszczadach



To tak bardzo ogólnie i w skrócie. Plany na następny rok są, jednak nic nie zdradzam. Kto wie co czas przyniesie, gdzie i jak daleko nogi poniosą.... Wszystkiego leśnego, niech się darzy!

Ziemniaki z żaru

Była gruszka z żaru, nastał czas na ziemniaki, które najczęściej kojarzą się z pieczeniem w ognisku czy żarze. Pojawia się pytanie: jak długo piec ziemniaki i po jakim czasie je wyjąć. Przede wszystkim zależy to od ilości żaru oraz wielkości ziemniaków.

Ziemniaki w bukowym żarze
Jeśli palimy ognisko kilka godzin, zebrało nam się sporo żaru, możemy kilka ziemniaków zakopać w tym żarze i po upływie około godziny wyjąć. Powinny być gotowe, jeśli żar miał odpowiednio wysoką temperaturę. Duże ziemniaki mogą się piec trochę dłużej, warto jednego przekłuć cienkim patykiem na wylot - jeśli będzie miękki to będzie gotowy. Jeśli będą zbyt długo w żarze, skórka ziemniaka się spali i ziemniaki zaczną się zwęglać. Na zakopanych ziemniakach można też rozpalić mały płomień z małych patyków.

Istnieje też inna metoda lecz trudniejsza do opanowania. Wieczorem, po obiedzie i wieczornej kolacji podczas biwaku często zostają ziemniaki. W lecie noce są krótkie, ognisko samo powoli dogasa. Przed położeniem się spać warto wrzucić kilka ziemniaków do rozkopanego ogniska i żaru. Przez kilka godzin, kiedy ognisko będzie dogasać ziemniaki powinny się upiec. W ten sposób mamy zaserwowane szybkie śniadanie o poranku. Pieczone ziemniaki smakują o wiele inaczej niż gotowane, są łagodne i lekko słodkie. Lubię takie przyprawić solą, papryką słodką lub ostrą i ziołami.

Inwersja w Gorcach - 06-07.12.17

Obserwowałem pogodę kilka dni, kiedy w końcu jest jakaś szansa na przejaśnienie, na słoneczny dzień. Nie tak dawno wróciłem z Gorców, wiedziałem że jest sporo śniegu, a w międzyczasie jeszcze dosypało. Przekładając wyjazd z dnia na dzień, w końcu zebrałem się i pojechałem. Planowałem podjechać do Szczawy, skąd przez Gorc zajść na Turbacz, kolejnego dnia zataczając pętle wrócić z powrotem na Gorc. Robiłem podobną trasę  kiedyś zimą. Finalnie wyszło zupełnie inaczej...


Przed 12.00 jestem na czarnym szlaku, początkowo droga prowadzi zmrożonym i śliskim asfaltem, w lesie okazuje się, że szlak zupełnie nie jest przetarty. Nie ma zbyt dużej widoczności, jest środek tygodnia - zapowiadają się pustki w górach, ale to dobrze. Idąc co raz wyżej, jest znacznie więcej śniegu. Okiść na drzewach robi wrażenie i dodaje aury jak na prawdziwą zimę nastało. Idę spokojnie, bo robię po drodze zdjęcia, i tak jeśli zajdę gdzieś na nocleg to jak już będzie ciemno.

Na polanie Świnkówka jestem przed 14.00, na takiej wysokości jest po kolana śniegu a w niektórych miejscach ponad metr. W takiej sytuacji byłem już pewien, że na Turbacz na pewno nie zajdę, pomyślałem o jakiejś alternatywie, zatem ruszyłem dalej w stronę wieży widokowej. Po przejściu polany, w lesie stwierdziłem że to nie jest najlepszy pomysł. Jest późno, wieje silny wiatr, zaczął sypać śnieg i nadeszła mgła, bo przestałem widzieć co jest przede mną na polanie.

Zabrałem ze sobą namiot na wypadek gdybym miał polegać tylko na sobie i spać w lesie, jednak idealną alternatywą tego dnia okazała się chatka z piecem, z drewnem. Zawróciłem i po chwili ogrzewałem się już w chatce, myśląc cały czas o kolejnym dniu i planie na szlak, skoro są takie warunki. Najpierw rozpakowałem się, dopiero po chwili rozpaliłem w piecu. Nabrałem sporo śniegu, który topiłem w garnkach na herbatę i co jakiś czas dokładałem do pieca słuchając trzasku drewna. Wiedziałem, że tego dnia nikt nie już nie przyjdzie, także miałem absolutny spokój. Nawet myszy nie harcowały po ścianach. Spokojna, bardzo ciepła noc.


Poranek leniwy, nie chciało mi się zebrać. Taki przyjemny wypoczynek w ciszy, jednak robiło się jasno. Wychodząc przed chatkę widok okazał się niesamowity, w dolinie mgła a na horyzoncie widok na Tatry. Przekąsiłem coś szybko, wypiłem kubek herbaty, wrzuciłem wszystko do plecaka i udałem się na wieżę widokową do której miałem niecały kilometr.






Przez noc moje ślady całkowicie zasypało, ciekawie to wygląda, wychodząc na zewnątrz. Droga do wieży wymagająca w śniegu po kolana, narzuciłem szybkie tempo, nie wiedząc jak długo potrwa cały spektakl mgieł i chmur.





Wychodząc na wieżę, okazało się że całe Podhale i Pieniny toną we mgle, a za nimi widoczne jest całe pasmo Tatr. Dookoła wyłaniały się wieże widokowe m.in na Radziejowej, Lubaniu, Mogielicy, Koziarzu. Idealnie było widać wyróżniającą się Babią Górę. Mgły co chwila zmieniały swoją postać, w niektórych miejscach zanikały po czym znowu się pojawiały. Co chwila zmieniałem kierunek w którym fotografowałem.


Na wieży spędziłem lekko ponad godzinę czasu. Wiatr był umiarkowany, kilka stopni poniżej zera, więc było bardzo przyjemnie. Przy takich widokach lekkie odczucie zimna nie byłoby wcale dokuczliwe. Myślałem, że dopiero jutro będzie inwersja podczas wschodu i/lub zachodu słońca, jednak obecnie tym bardziej mi to na rękę.




Około 11.00 zacząłem wracać tą samą drogą, po swoich śladach w idealnie słonecznej aurze w zasypanym lesie przez śnieg. Nie śpieszno mi, mam mnóstwo czasu, mogę spacerować i chłonąć las... Wracając spotkałem dwóch turystów, którzy ucieszyli się na mój widok, dlatego że choć trochę dalej będzie przetarty szlak. Mieli w planie latać dronem nad okolicznym lasem. Niżej, szybkim krokiem zmierzam przez Nową Polanę do Szczawy.



Po drodze pomyliłem szlak ze ścieżką zrywkową, bo tak śnieg zawiał moje ślady, jednak szybko się zorientowałem - to pewnie z emocji po tak udanym poranku. Tak jak poprzedniego dnia cała droga po asfalcie w zacienionej dolinie jest oblodzona, wolnym tempem pomagając sobie kijkami docieram do skrzyżowania z główną drogą.




Przepakowuję plecak i próbuję łapać stopa w kierunku Zabrzeża, a dalej do Nowego Sącza. Po pięciu minutach zatrzymał się samochód jadący prosto do Nowego Sącza. po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie, dostałem na drogę do domu dwa pączki i chleb - bo pewnie jestem zmęczony po dwóch dniach w górach... Przesiadka i tym sposobem przed 16.00 jestem z powrotem w domu. Czasami plan pozostaje tylko planem a warunki atmosferyczne wszystko weryfikują.

Warto być odpowiednio przygotowanym i umieć odszukać alternatywę w razie jakiegoś niepowodzenia na szlaku. Niespodziewane sytuacje powodują niezapomniane przygody, tak jak było w tym przypadku.

wtorek, 19 grudnia 2017

Schronienie ze śniegu

Poprzednim razem pokazywałem szybkie schronienie z patyków, zasypanymi obficie liśćmi. Obecnie w górach spadły spore ilości śniegu tworząc na drzewach okiść. To zjawisko polegające na tym, że duża warstwa, przeważnie mokrego śniegu zalega na gałęziach wyginając czasami całe drzewa lub ich grube konary.

Okiść na drzewie
Porównanie ze mną
Świerki i jodły ze swych gałązek tworzą naturalny okap i swego rodzaju dach przed deszczem i śniegiem. Kiedy gałązki wyginają się od śniegu a w lesie leży metrowa warstwa śniegu, wystarczy wkopać się do środka. Z pomocą przyjdzie nam tutaj łopata śniegowa lub rakieta śnieżna, którą również sprawnie można kopać w śniegu. Wiadome, że śnieg jest naturalnym izolatorem, zawiera sobie mnóstwo powietrza, zdecydowanie zapewni nam ochronę przed silnym wiatrem.

czwartek, 30 listopada 2017

Dzień jak codzień, listopad

Mech płonnik pospolity
Listopad, to czas kiedy na nizinach drzewa nie mają już liści, inne rośliny obumierają, sporadycznie zdarza się, że coś zakwitnie. W lesie jest większa widoczność, można dostrzec np. więcej porostów i mchów. Zaczynają się pierwsze nocne i poranne przymrozki i przelotne opady śniegu. W górach natomiast ten czas biegnie inaczej... Praktycznie od początku miesiąca w wyższych miejscach leży śnieg, z czasem go dosypuje co raz więcej, prędko nie stopnieje skoro zapowiadają niskie temperatury. Pod koniec listopada mamy w górach już prawdziwą zimę. Ale przejdźmy do rzeczy...

Tak się złożyło, że rozpocząłem Kurs Przewodnika Beskidzkiego w SKPG w Krakowie, dlatego przede mną będzie sporo krótkich wyjazdów na weekend, bądź na tydzień lub trochę dłużej... W listopadzie miały miejsca dwa wyjazdy, praktycznie już w warunkach zimowych.
Pierwszy wyjazd w Gorce w Pasmo Turbacza, drugi po dwóch tygodniach w Beskid Sądecki w Pasmo Radziejowej, wrzucę kilka zdjęć z tych wyjazdów.

Z widokiem na Pieniny i Tatry...
11.11 Trasa z Nowego Targu w stronę zielonego szlaku w kierunku Bukowiny Waksmundzkiej, po drodze panoramy w stronę Pienin i Tatr, zatrzymaliśmy się przy charakterystycznym pomniku i ołtarzu Maksymiliana Kolbe, gdzie są postawione trzy świerki odwrócone korzeniami do góry.






Dalej do góry w stronę schroniska, odbiliśmy jeszcze na żółty szlak pod Kaplicę Królowej Gorców. W schronisku jesteśmy już po zmroku, a ja idę rozbijać namiot.
O poranku mocno sypie
 12.11 Drugi dzień to znana mi już droga czerwonym szlakiem przez Stare Wierchy, Maciejową do Rabki-Zdrój. W nocy spadło kilkanaście cm świeżego puchu i dalej sypało. Około -3 stopnie, lekki i letni śpiwór puchowy sprawdził się dobrze. Później opady śniegu ustały a trochę niżej zaczęło się przejaśniać i przebłyskiwać słońce. Udało się wypatrzyć zielone liście wierzby, żółte listki brzozy a także uschniętą goryczkę trojeściową, która jest pod częściową ochroną. Schodząc niżej nie ma już śniegu, tylko sporo błota pośniegowego.

Wysokogórski bór świerkowy

To w dużym skrócie, jednak podsumowując pierwszy wyjazd wszystko w porządku, dobra atmosfera i sposób prowadzenia zajęć. To były szybkie, ale długie dwa dni w terenie.

Przełęcz Przysłop z widokiem na....
25.11 Minęło dwa tygodnie, nastał czas na Beskid Sądecki. Wiem już jak przebiega taki wyjazd, co jest wymagane, nad czym trzeba pracować i tak dalej... Spotykamy się w Krościenku nad Dunajcem, po czym udajemy się pod źródełko wody nieopodal czerwonego szlaku. Dalej lasem na szlak przez Groń, Dzwonkówkę, Przełęcz Przysłop do schroniska na Przehybie. Wieje silny wiatr od południa tworząc chmury fenowe. Zwiastuje to na pewno zmianę pogody na kolejny dzień, niższą temperaturę i opady śniegu.

Poranek
Znów zaplanowałem nocleg w namiocie, więc rozbiłem się szybko, póki jeszcze nie zaczął sypać śnieg. Po całym dniu, po wspólnej kolacji przyszedł czas na coś w rodzaju testu z naszej wiedzy o Beskidzie Sądeckim...








Świeżo zasypany las
26.11 Przebudziłem się coś przed piątą rano, dookoła wszystko białe, jednak korzystając z czasu położyłem się z powrotem spać. Rankiem okazało się, że przez noc spadło kilkanaście cm mokrego śniegu, dlatego tropik ugiął się pod naporem śniegu. Wygrzebałem się na zewnątrz żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda, specjalnie nie strząsałem śniegu z namiotu od środka.



Cały namiot jakby się zmniejszył, zdecydowanie spowodowało to większą kondensacje pary wodnej w środku, ale z drugiej strony śnieg uchronił mnie od wiatru i w środku miałem naprawdę ciepło. Zwinąłem się szybko, zamarznięty tropik od namiotu zajmuje więcej miejsca niż zwykle, jednak udało się jakoś sprawnie spakować. Tak jak na poprzedni wyjazd zabrałem ze sobą mały i lekki plecak 20l, zmieściłem wszystko co potrzebne a nawet więcej.

W zimowej aurze kierujemy się na Radziejową, niestety wieża widokowa została zamknięta dwa tygodnie temu z powodu najprawdopodobniej niszczycy płotowej, która niszczy drewnianą konstrukcję wieży. Dalsza droga przez Wielki Rogacz i Niemcową po czym żółtym szlakiem odbijamy do Piwnicznej-Zdrój. Jest ciepło, temperatura waha się w granicach zera, schodząc niżej przestał sypać śnieg, zaczęło się błoto i delikatna mżawka. Nastaną jednak czasy, kiedy będzie przyjemniejsza pogoda i warunki.

Grupowe zdjęcie przed schroniskiem na Przehybie
Przełom listopada i grudnia to pochmurne dni z intensywnymi opadami śniegu w górach. Grudzień może zapowiadać się całkiem fajnie, oby tylko więcej widoczności czasami...

czwartek, 16 listopada 2017

Szałas z liści


Dzisiaj w lesie, spontanicznie zrobiłem szałas z liści. Zakładałem, że w szałasie miałbym spędzić najbliższą noc w obecnych warunkach. Odizolowałem się od podłoża, rozłożyłem karimatę i zacząłem od prostej konstrukcji, która w trakcie budowy pozwala na szybkie, ewentualne zmiany. Zmierzyłem swoją długość ciała, tak aby dostosować wysokość schronienia do potrzeb. Wbiłem dwa leszczynowe patyki w ziemię pod kątem, tak aby na nich oprzeć podłużną gałąź stanowiącą podporę dla ścian.

Ściany zbudowałem z krótkich, prostych patyków, na nie położyłem żółte gałązki z przewróconego modrzewia a wszystko to obsypałem obficie kilkoma warstwami liści i ściółki. Całość przykryłem jeszcze kilkoma gałązkami tak, aby wiatr nie zwiewał liści. Od środka szałasu nie widać żadnych prześwitów, to znak że jest szczelnie.





Schronienie wyszło małe i przytulne w sam raz dla mnie na jedną noc. Obok wystarczy rozpalić małe ognisko i będzie o wiele przyjemniej. Całość zajęła mi półtorej godziny.







Całość dobrze się maskuje

piątek, 3 listopada 2017

Boczniak (Pleurotus)

Boczniak ostrygowaty
Boczniak (Pleurotus) - to rodzaj grzyba, który posiada kilka jadalnych gatunków naszych lasach. Najbardziej trafne jest, że spotkamy takie gatunki jak boczniak ostrygowaty lub lejkowaty. Inne gatunki np. boczniak łyżkowaty są podobne i jadalne lecz rzadkie. Boczniaki występują pospolicie późną jesienią, szczególnie łatwo je zauważyć w takim okresie jak teraz kiedy las jest przejrzysty a na drzewach jest coraz mniej liści. Rośnie na martwych lub obumierających drzewach liściastych takich jak grab, klon, topola czy buk.

Występuje przeważnie w skupisku kilku sztuk, które rosną blisko siebie lub nad sobą - swym kształtem przypominają ostrygi. Owocniki średniej wielkości osiągają wielkość 10cm, jednak można spotkać o wiele większe. Najbardziej smaczne są młode okazy tak jak w większości grzybów. Poza tym boczniaki nie są atakowane przez owady, dzięki czemu długo utrzymują się na drzewach. Mają delikatny smak, można przyrządzać w panierce smażąc lub pokrojone w kawałki dodać do zupy. Mają łagodny, grzybowy i przyjemny smak, dzięki czemu zwykłej zupie z roślin możemy dodać szczyptę dodatkowego smaku. Występuje też zimą, kiedy nie ma silnych mrozów, można je spotkać także wiosną w marcu czy początkiem kwietnia.


Boczniak lejkowaty
Kapelusz boczniaka ostrygowatego przeważnie jest początkowo jasny, później brązowieje przypominając odcień matu. W przeciwieństwie do lejkowatego, który początkowo jest blado-jasny, dopiero na starość zaczyna się ściemniać. Kapelusz boczniaka lejkowatego od góry przypomina lejek, powstaje zagłębienie w którym zbiera się woda. W Bieszczadach spotkałem boczniaki, które na swoim kapeluszu miały coś w rodzaju małych włosków.

niedziela, 29 października 2017

Jesień w Bieszczadach

Październik to zdecydowanie czas na jesień w Bieszczadach. Początkowo, głównie buczyny i klony zaczynają przebarwiać swoje korony z zielonych na zielonożółte liście. Pierwsze przymrozki oraz intensywne deszcze i wiatr przyśpieszają czas przebarwiania drzew i opadania liści. Zdecydowanie drugi tydzień października to był najbardziej intensywny czas na paletę barw i kolorów na połoninach. Jedynie czego brakowało to słońca, aby kolory te były bardziej intensywne. Z czasem w środku lasu zaczęło robić się żółto. Wiązy, graby i buki opanowały cały las żółto-pomarańczowym kolorem. W tym roku jarzęby na połoninach w mgnieniu oka stały się bezlistne, nie obrodziły także owocami. Jak zawsze w międzyczasie niepostrzeżenie jesiony i niektóre lipy i klony zrzuciły swoje liście całkowicie. Modrzewie  i brzozy, wierzby i olchy dopiero zaczynają zmieniać swoje liście, są bardziej odporne na niesprzyjające warunki. Zdecydowanie brakło słońca tej złotej jesieni, dopiero w połowie października nastał pierwszy słoneczny dzień, kiedy już w górnej granicy lasu buczyny straciły swoje barwy i w pół opadły z liści...

Jeziorko Bobrowe u stoku Chryszczatej

Las pod Chryszczatą
Po wspomnianym wcześniej forumowym zlocie w kilka osób udaliśmy się na Jeziorko Bobrowe, w jesiennym klimacie to miejsce prezentuje się chyba najlepiej. Dalej na Chryszczatą stromym i pięknym lasem, po śladach stada żubrów. Nocujemy w chatce z piecykiem a przed tym gotujemy samo dobro i na piecu i na ognisku na zewnątrz. Zaczęło padać, jutro ma być podobnie, więc dopiero kolejnego pójdziemy w góry.




Okolice Cisnej
Po dwunastu kilometrach dotarliśmy do samochodu, a dalej ruszyliśmy pod Hon, po chwili przerwy i naładowaniu baterii do aparatu kierujemy się na rezerwat Sine Wiry. Spokojna a zarazem rwąca rzeka ładnie prezentuje przełom skalny. Powoli zapada zmrok, jednak coś jeszcze widać.... Przy samochodzie jesteśmy już po ciemku. Wieczór przy ognisku, noc w namiotach w towarzystwie lisa, który co chwila przybiegał w nasza okolicę...


Sine Wiry
Padło na Rabią Skałę, przeszliśmy z Wetliny żółtym szlakiem na Jawornik i dalej w stronę granicy. Las od środka jest całkowicie żółty, zanim weszliśmy na samą górę, od słowackiej strony pojawiło się mnóstwo chmur, chwilami z drobną mżawką. Krótki i spokojny dzień, po którym wracam do domu na dwa dni zostawić część rzeczy i przepakować plecak żeby z powrotem wrócić w Bieszczady na dalszą część jesieni...

Żółtym szlakiem, przez żółty las na Rabią Skałę
Widoki z Paportnej
W kierunku zachodzącego słońce
Kolejny raz padło na Rawki, akurat że do Wetliny przyjechałem przed 15.00 padło na zachód słońca w okolicach Rawek. Tym razem umówiłem się tutaj z Tomkiem, z którym poznaliśmy się dwa i pół roku temu, kiedy mniej więcej w tym samym czasie przemierzaliśmy GSB. Zaczęło mocno wiać, jednak warunki zapowiadały ładny zachód słońca. Przed zmrokiem schodzimy kawałek dalej i nocujemy gdzieś w namiocie.

Zaraz chmury zasłonią kolorową łunę
Po herbacie i chwili rozmowy, nastała bardzo ciemna, pochmurna noc - wcześnie jest ciemno więc idziemy spać, najwyżej wcześnie wstaniemy i ruszymy dalej.
Mamy bardzo spokojny, elastyczny plan czyli nie spieszyć z kilometrami i chłonąć piękno przyrody jak najbardziej jest to możliwe. Kolejnego dnia przeszliśmy przez Przełęcz Orłowicza, gdzie ilość ludzi powoduje że kolejną przerwę zrobimy sobie w lesie. Spokojnym tempem, czarnym szlakiem kierujemy się na Jaworzec. Pochmurne niebo niestety nie pozwoliło na obserwację gwiazd. Swoją drogą w schronisku ciągle trwają zmiany w dobrym kierunku, atmosfera jest typowo schroniskowa i klimat tworzy fajna ekipa, którą pozdrawiam.

Wąwóz
Żółty szlak w kierunku Orłowicza
Drzwi cerkwi we wsi Jaworzec
Ciepła noc w namiocie i w drogę. Przez opuszczoną wieś Jaworzec i Łuh, po bosej przeprawie przez Wetlinkę dotarliśmy szutrową drogą na most w Studennym. Tutaj zaczyna się najdłuższe pasmo naszych Bieszczadów, mające około 15 km ciągnące się aż do Smolnika. Na grani w lesie rozpalamy mały ogień, czas na kiełbaskę. Trafiliśmy na szlak konny, którym mniej więcej trzymamy się do Przełęczy Hulskie, gdzie zaczyna się niebieski szlak przez Otryt do Dwernika.


Most w Studennym
Początkowo spokojnym tempem, później szybszym krokiem jesteśmy przy chacie, jednak schodzimy do Dwernika spotkać się ze znajomymi Tomka u Lestka. Swoją drogą bardzo fajne i spokojne miejsce na uboczu drogi. Ogarnęliśmy się, zjedliśmy coś bo akurat skończył nam się prowiant.






Las na Otrycie
Poranek
Przenocowaliśmy ponownie w namiocie a o poranku obudziła nas gęsta mgła i wilgoć w powietrzu. Świetnie wypić sobie poranną herbatę w takich warunkach, kiedy mgły uchodzą a nad nami jest błękitne niebo. Tego dnia rozjeżdżamy się w swoje strony... Dzięki za podwózkę pod Caryńską. Słoneczna pogoda spowodowała, że przeszedłem przez Caryńską do Berehów Górnych. Schodząc, do góry idzie mnóstwo osób, korzystając z idealnej pogody. Jest dokładnie połowa października, to pierwszy w tym miesiącu słoneczny dzień.

W drodze na Caryńską
Pod Wysoką Połoniną z Pozdrowieniami dla całej Załogi
Miałem w planie pojeździć jeszcze na rowerze, tak też zrobiłem. Podjechałem na stopa do schroniska Pod Wysoką Połoniną, gdzie rozbiłem namiot i przepakowałem plecak. Wypożyczyłem rower i pojechałem przed siebie, zatrzymując się w atrakcyjniejszych terenach. Jazda samochodem jako pasażer jest przyjemna, kiedy podziwiamy okoliczne ściany lasu. Jadąc rowerem, wolniej jest na to więcej czasu, można więcej dostrzec i poznać nowe miejsca. Pojechałem do Cisnej a dalej przez Żubracze doliną Solinki do Roztok Górnych. Wróciłem do Cisnej i pojechałem z powrotem do Wetliny.
Trasa około 50 km spokojnym tempem z przerwami zajęła mi prawie 5 godzin.

Obecnie, pod koniec października spadł śnieg. Myślę że zdecydowanie to już czas po kolorowej jesieni, która trwała krótko i przeminęła z wiatrem bardzo szybko...