Wschód słońca |
Kilka minut później byliśmy już w
lesie. Osobiście od samego wejścia byłem zszokowany urokiem lasu i terenu – prawdziwa
dzicz. Co kilkadziesiąt metrów bardzo stromy wąwóz, a w nim zamarznięty
strumień lub lekko podmokły teren. Jednak udało się przez wszystko przejść w
nic nie wpadając. Otoczenie co chwile się zmieniało, najpierw rzadki las
bukowy, potem gęsty las świerkowy, pojedyncze dęby, brzozy. Początkowo idąc
szliśmy cały czas pod górkę. W pewnym momencie nad zaśnieżonymi koronami
starych świerków z dwóch stron było widać odległe pola, łąki, domy. Wspaniały
widok.
Cały czas czułem się jakbym był w prawdziwych górach, w odległym miejscu
od domów ludzi... Po drodze spotykaliśmy mnóstwo śladów sarny, mój towarzysz
zauważył nawet ślady łosia. Przecinając ludzkie ścieżki bardzo często
widzieliśmy na śniegu ślady krwi. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięki pił
mechanicznych. Pomyślałem, abyśmy poszli w tamtym kierunku. Po kilku minutach
zobaczyliśmy dwóch ludzi, którzy wycinają drzewa, widzieliśmy nawet jak spada
jeden średniej wielkości świerk ; dość ciekawy widok. Ominęliśmy ich, idąc tam
gdzie widok lasu jest ciekawy. Spotkaliśmy paśnik na zboczu, raczej mało
używany przez zwierzęta.
Przy ognisku |
Pomyśleliśmy, że warto będzie zatrzymać się i zjeść
trochę kromek chleba, ogrzać i wysuszyć się, wypić coś ciepłego. Kilka minut i
ogrzewaliśmy się ciepłem ogniska jedząc pieczony chleb, czekając na wywar z
igliwia świerkowego. Wysuszyliśmy trochę spodnie i rękawiczki, odetchnęliśmy
czekając aż ognisko dogaśnie i ruszyliśmy dalej. Było już po 10.00. Obraliśmy
jakiś kierunek i poszliśmy dalej pod górkę.
Nagle na szczycie lasu zauważyłem dom,
a kilkadziesiąt metrów dalej ambonę zrobioną z mebli. Wokół była ścieżka
wydeptana przez jakiegoś człowieka, co jakiś czas były ślady krwi. Przeszliśmy
obok domu, przy ambonie było sporo krwi i wnętrzności jakiegoś zwierzęcia.
Mieliśmy mieszane uczucia na ten temat. Kilkanaście metrów dalej zobaczyliśmy
ścieżkę po której jechał samochód. Nieopodal był samochód, jakiś człowiek i
znak zakazujący wstęp do lasu spowodowany wycinką drzew.
Postanowiliśmy nie iść
dalej tylko wrócić, ale inną drogą niż przyszliśmy. Cały czas oczywiście nie
wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, jedynie mniej więcej orientowaliśmy się jak wrócić
w razie nagłej potrzeby. Przechodząc przez buczynę powiedziałem: "czemu tu
grzybów nie ma?" i w tym samym momencie zauważyłem buk porośnięty kilkudziesięcioma
hubiakami. Dwa owocniki zabrałem ze sobą. Nagle zauważyłem jadący samochód,
szlaban i drogę. Wróciliśmy się głęboko w las, gdzie znów były wielkie wąwozy,
strome pagórki, zbocza z zamarzniętą ziemią albo z dużą ilością śniegu i liści.
Nie obyło się oczywiście bez upadków, których łącznie było kilkanaście, w tym 3
takie, przy których
pojechałem…
Byliśmy już głodni, trochę zmęczeni, więc
zaczęliśmy szukać dobrego miejsca na ognisko. Dopiero za trzecim pagórkiem
znaleźliśmy ciekawe miejsce pod starymi świerkami. W 20 minut zebraliśmy sporo
podpałki, trochę grubszego drewna i zacząłem rozpalać. Ognisko już dobrze się
paliło, przepakowałem plecak, zacząłem przygotowywać żurek, kawę z żołędzi i
pieczone kromki z wyborną, ciepłą wędliną znad ogniska. Do żurku dodałem trochę
wędliny, kawałków chleba i przyprawy. Wrzuciliśmy też kilka ziemniaków do żaru
ogniska, które zjedliśmy pod koniec naszego bytowania.
Pod górkę... |
Podsumowując spotkałem mnóstwo hubiaków pospolitych, czyreni
jodłowych i dębowych, wrośniaków garbatych. Znalazłem też dwa małe owocniki
murszaka rdzawego, które zabrałem ze sobą. Spotkałem też gmatwicę chropowatą,
przy której hymenoforze blaszkowym rozwinęła się akurat część nadająca się na
hubkę. Zrobiłem około 45 dobrych zdjęć, które umieszczę w odpowiednie albumy w
swojej galerii. Szkoda, że nie znalazłem świdra ze świerku i nie nazbierałem materiału na podkładki z jodły. To chyba mój najlepszy wypad do lasu jak dotąd. Na pewno
odwiedzę jeszcze te okolice niejednokrotnie.
Bartek, bardzo ciekawa i udana wyprawa... Gratulacje dla Ciebie i kolegi... Pozdrawiam... Dziki...
OdpowiedzUsuń