środa, 16 stycznia 2013

W poszukiwaniu grzybów - 14.01.13

Po ostatnim wspólnym wypadzie w moich okolicach osobie towarzyszącej mi spodobało się, dlatego szybko ustaliliśmy kolejny termin. Tym razem w nowym lesie dla nas obojga. Pojechałem do Poręby spytkowskiej, wieś położona 260m n.p.m. z której w dobrą pogodę widać nawet odległe o około 100km Tatry - taka ciekawostka.

Wschód słońca
Zobaczyliśmy się około 7.00, szliśmy cały czas pod górkę, aby dojść do miejsca w którym wejdziemy do umówionego lasu. Około 45 minut później, będąc na szczycie zobaczyliśmy bardzo ładny, zimowy widok wschodzącego słońca. Głównym celem tego wypadu było poszukiwanie grzybów nadrzewnych nadających się na hubkę oraz poznanie nowego terenu. 






W wąwozie
Kilka minut później byliśmy już w lesie. Osobiście od samego wejścia byłem zszokowany urokiem lasu i terenu – prawdziwa dzicz. Co kilkadziesiąt metrów bardzo stromy wąwóz, a w nim zamarznięty strumień lub lekko podmokły teren. Jednak udało się przez wszystko przejść w nic nie wpadając. Otoczenie co chwile się zmieniało, najpierw rzadki las bukowy, potem gęsty las świerkowy, pojedyncze dęby, brzozy. Początkowo idąc szliśmy cały czas pod górkę. W pewnym momencie nad zaśnieżonymi koronami starych świerków z dwóch stron było widać odległe pola, łąki, domy. Wspaniały widok. 

Przy strumieniu
Cały czas czułem się jakbym był w prawdziwych górach, w odległym miejscu od domów ludzi... Po drodze spotykaliśmy mnóstwo śladów sarny, mój towarzysz zauważył nawet ślady łosia. Przecinając ludzkie ścieżki bardzo często widzieliśmy na śniegu ślady krwi. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięki pił mechanicznych. Pomyślałem, abyśmy poszli w tamtym kierunku. Po kilku minutach zobaczyliśmy dwóch ludzi, którzy wycinają drzewa, widzieliśmy nawet jak spada jeden średniej wielkości świerk ; dość ciekawy widok. Ominęliśmy ich, idąc tam gdzie widok lasu jest ciekawy. Spotkaliśmy paśnik na zboczu, raczej mało używany przez zwierzęta.

Przy ognisku
Pomyśleliśmy, że warto będzie zatrzymać się i zjeść trochę kromek chleba, ogrzać i wysuszyć się, wypić coś ciepłego. Kilka minut i ogrzewaliśmy się ciepłem ogniska jedząc pieczony chleb, czekając na wywar z igliwia świerkowego. Wysuszyliśmy trochę spodnie i rękawiczki, odetchnęliśmy czekając aż ognisko dogaśnie i ruszyliśmy dalej. Było już po 10.00. Obraliśmy jakiś kierunek i poszliśmy dalej pod górkę. 




Dom
Nagle na szczycie lasu zauważyłem dom, a kilkadziesiąt metrów dalej ambonę zrobioną z mebli. Wokół była ścieżka wydeptana przez jakiegoś człowieka, co jakiś czas były ślady krwi. Przeszliśmy obok domu, przy ambonie było sporo krwi i wnętrzności jakiegoś zwierzęcia. Mieliśmy mieszane uczucia na ten temat. Kilkanaście metrów dalej zobaczyliśmy ścieżkę po której jechał samochód. Nieopodal był samochód, jakiś człowiek i znak zakazujący wstęp do lasu spowodowany wycinką drzew. 




Świerk, który spadł wraz ze mną po tym jak go chwyciłem
spadając
Postanowiliśmy nie iść dalej tylko wrócić, ale inną drogą niż przyszliśmy. Cały czas oczywiście nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, jedynie mniej więcej orientowaliśmy się jak wrócić w razie nagłej potrzeby. Przechodząc przez buczynę powiedziałem: "czemu tu grzybów nie ma?" i w tym samym momencie zauważyłem buk porośnięty kilkudziesięcioma hubiakami. Dwa owocniki zabrałem ze sobą. Nagle zauważyłem jadący samochód, szlaban i drogę. Wróciliśmy się głęboko w las, gdzie znów były wielkie wąwozy, strome pagórki, zbocza z zamarzniętą ziemią albo z dużą ilością śniegu i liści. Nie obyło się oczywiście bez upadków, których łącznie było kilkanaście, w tym 3 takie, przy których 
pojechałem…

Głodny szybko rozpalam ognisko
Byliśmy już głodni, trochę zmęczeni, więc zaczęliśmy szukać dobrego miejsca na ognisko. Dopiero za trzecim pagórkiem znaleźliśmy ciekawe miejsce pod starymi świerkami. W 20 minut zebraliśmy sporo podpałki, trochę grubszego drewna i zacząłem rozpalać. Ognisko już dobrze się paliło, przepakowałem plecak, zacząłem przygotowywać żurek, kawę z żołędzi i pieczone kromki z wyborną, ciepłą wędliną znad ogniska. Do żurku dodałem trochę wędliny, kawałków chleba i przyprawy. Wrzuciliśmy też kilka ziemniaków do żaru ogniska, które zjedliśmy pod koniec naszego bytowania. 

Pod górkę...
Około 15.30, gdy nie było już nic do jedzenia i picia posiedzieliśmy jeszcze przy ogniu, spakowaliśmy wszystkie śmieci do osobnej siatki, przepakowaliśmy plecaki i zgasiliśmy ognisko. Wyjąłem busolę, obraliśmy kierunek na wschód. O 16.00 wyszliśmy z lasu bardzo zadowoleni i zmęczeni.

Podsumowując spotkałem mnóstwo hubiaków pospolitych, czyreni jodłowych i dębowych, wrośniaków garbatych. Znalazłem też dwa małe owocniki murszaka rdzawego, które zabrałem ze sobą. Spotkałem też gmatwicę chropowatą, przy której hymenoforze blaszkowym rozwinęła się akurat część nadająca się na hubkę. Zrobiłem około 45 dobrych zdjęć, które umieszczę w odpowiednie albumy w swojej galerii. Szkoda, że nie znalazłem świdra ze świerku i nie nazbierałem materiału na podkładki z jodły. To chyba mój najlepszy wypad do lasu jak dotąd. Na pewno odwiedzę jeszcze te okolice niejednokrotnie.

1 komentarz:

  1. Bartek, bardzo ciekawa i udana wyprawa... Gratulacje dla Ciebie i kolegi... Pozdrawiam... Dziki...

    OdpowiedzUsuń