środa, 25 lutego 2015

Dzień jak co dzień, luty



Ostatnio trochę mniej pisałem, inne zajęcia pochłonęły trochę czasu, ale to nie znaczy że u mnie nic się nie dzieję i nie chodzę do lasu. Nie opisuję tutaj każdego wyjścia w teren, czy to byłem cały dzień w lesie, na noc, lub kilkugodzinny spacer. Opisuję wypady ciekawsze, które chcę żeby utkwiły mi w bardziej w pamięci, zdjęcia robię praktycznie zawsze, dlatego i tak mam co wspominać.


Pod koniec stycznia spadł śnieg, co zapowiedziało śnieżną i zimową atmosferę w miesiącu luty, tym bardziej że las który odwiedzam ma górski klimat. W ten sposób upływa czas, zmieniającą się pogodą, wschodem i zachodem, mija dzień za dniem, nadchodzi odwilż, przedwiośnie, kolejna pora roku…

02.02 Nasypało trochę śniegu, zapowiada się słoneczny zimowy dzień. Lubię takie dni, czuć mróz i jednocześnie ciepło, przyjemnie spaceruje się po zmieniającym się lesie. Dziki głodne, żerowały przy bulwach topinamburu i ostałych jabłkach. Jak zazwyczaj bywa obrałem nowy kierunek marszu i poszedłem tam gdzie mi się bardziej podoba, dzięki mam zawsze inną trasę a kiedy trzeba to jakoś się odnajdę. Poznaję przez to cały las, ścieżki leśnictwa przecinające moją drogę, mniejsze i większe wąwozy, strumienie, obszar buczyny dookoła jodeł. Cisza, śnieg nie spada z drzew, bezwietrzny mroźny dzień. Czasem słychać jak w oddali biegnie spłoszona łania. Nie rozpalałem ogniska tego dnia, pochodziłem parę godzin po lesie, wracałem podczas zachodu słońca.



04.04 Kolejny spacer w wolnym czasie po lesie. Idę wąwozem, odnajduję szybszą i nową drogę nad staw w lesie. Śniegu w niektórych miejscach około 30cm, pod gęstymi jodłami nie ma w ogóle. Nad stawem rozpalam ognisko, ogrzewam się, przyrządzam sobie posiłek i piję herbatę. Tutaj jest mało słońca zimą w ciągu dnia, staw jest mocno skuty lodem, można śmiało po nim chodzić. Pierwszy raz chodziłem po lodzie, zamarzniętym zbiorniku wodnym. Zrobiłem małą świeczkę z żywicy, paliła się parę minut. 

Zbierając drewno na ognisko zerwałem uschniętą kruszynę i szybko zmontowałem zestaw na łuk ogniowy. Spróbowałem, jednak podkładka okazała się chyba za wilgotna, gdyż próba mi się nie udała. Chcę więcej ćwiczyć techniki ognia wykorzystując materiały znalezione w lesie. Niestety dzień jest bardzo krótki, mało jest czasu na zrealizowanie tego co by się chciało.





17.02 Idąc ciemnym wąwozem zasłoniętym od słońca wychodzę na jedną z górek, akurat przebijające słońce oświetlało tutaj ściółkę pod dużą jodłą. Spodobało mi się, pomyślałem że posiedzę chwilę w tym miejscu.  Przygotowałem sobie świder, podkładkę i docisk z jodły do łuku ogniowego. W między czasie parzył mi się zdrowy napar z igieł jodłowych.  Próba nie udała mi się, brązowy pył nie miał zbyt odpowiedniej temperatury aby scalić się w grudkę żaru. Stosowanie techniki tarcia drew wykorzystując naturalne materiały znalezione w lesie wymagają większej dokładności z naszej strony. Muszę przygotowywać sobie dokładniej materiały. Osiągnięcie żaru jest trochę trudniejsze niż z materiałów wcześniej przygotowanych, sezonowanych, tych z domu. W większości lasu w stromych miejscach, gdzie odkryta jest gleba można zaobserwować zjawisko resublimacji. Wracam tak jak zazwyczaj, po 16.00 żeby zdążyć na busa do domu.


18.02 Tym razem nie sam, a we dwóch łaziliśmy. Kilka kilometrów drogi do lasu, w planie przejście go i droga przez pola do większego docelowego lasu. W międzyczasie małe ognisko, na śniadanie kanapka czosnkowa z cebulą, szczawikiem zajęczym i miodem popita herbatą z termosu. Uschnięty uszak na bzie, nie wykorzystam go, spotkałem też czeczotę na buku. 



W międzyczasie z rozchmurza się, pokazuje się więcej słońca. Gdy jesteśmy w większym lesie, kolejne małe ognisko, kiełbasa, chleb, napar z zebranych wcześniej pędów malin. Idziemy dalej. Słoneczny tydzień spowodował, że warstwa śniegu stopniała, jeszcze utrzymuje się coś w mniej doświetlonych miejscach, przyjemny klimat tworzy sceneria odwilży, z myślą o powoli nadchodzącej wiośnie. Kolejny raz w lesie, znów inna obrana trasa. Z grzybów mnóstwo murszaków rdzawych, które atakują modrzewie, jakaś purchawka na łące, tęgoskór 

Jesteśmy w pięknym, starym, przerzedzonym lesie jodłowym. Spodobało mi się tak, że zatrzymaliśmy się na dłużej przy ognisku. Odpoczynek po przejściu kilkunastu kilometrów, mocna herbatka z błyskoporka z dodatkiem miodu. Bardzo powoli robi się ciemno, czuć jak robi się zimniej. Idę 40minut, wychodzę z lasu na przystanek.




20.02 Kolejny słoneczny dzień. Najcieplejszy dzień z tych ostatnich. Mocno grzeje słońca, widać latające motyle; lato listek cytrynek. Przez całą drogę w lesie towarzyszyło mi stado myszołowów, pięć sztuk latało nade mną, raz widziałem jak jeden zerwał się z korony modrzewia.  Przerwa, śniadanie, pieczony kawałek schabu znad ogniska z przyprawami. Po drodze znalazłem dużo jemioły z owocami, gwiazdnicy, rzeżuchy, do życia budzą się wczesne rośliny np. lepiężnik biały, podbiał pospolity. 


Odnalazłem się mniej więcej w lesie i ruszyłem w kierunku stawu. Nie ma tu jeszcze i prędko nie będzie pokrzywy, dlatego zebrałem męskie kwiatostany leszczyny i usmażyłem słodki placek po zmieszaniu z mąką i odrobiną wody. Popiłem ciepłą herbatą z dodatkiem podbiału. Poćwiczyłem też łuk ogniowy. Lód na stawie już puszcza, powoli się topnieje aż do początku marca. Słychać strzelający lód, cichy hałas natury w ogólnej ciszy, ciekawe uczucie. Tego dnia nie musiałem wracać wcześniej, dlatego siedziałem do wieczora przy ognisku, najadłem się jeszcze smacznym mięsem, wypiłem mieszaną herbatkę z miodem, cytryną i goździkami. Tej nocy była widoczna koniunkcja dwóch planet: Wenus i Marsa, z lasu nie widziałem tego dokładnie na czystym niebie. Zrobiłem zdjęcia gwiazd, spakowałem się i  trzeba wracać. Wróciłem przy świetle czołówki.

Nie opisywałem wszystkich dni w lesie w tym miesiącu, bo było ich więcej, wybrałem te ciekawsze. Dzisiaj, po słonecznym tygodniu zapowiada się pochmurny, mokry tydzień. Czekam na dłuższe i słoneczne, ciepłe dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz