Zima, śniegu ponad kostki, trzeba korzystać z takich chwil.
Myślałem, żeby wybrać się z kimś w nowe miejsce na weekend do lasu.
Skontaktowałem się z Mr. Wilsonem i od słów do czynów umówiliśmy się u mnie.
Zdecydowaliśmy się na górzysty i śnieżny teren – lasy Iwkowej. Można spacerować
po szlakach turystycznych lub tak jak my wolimy wprost po lesie i polanach
przecinających las.
W piątek obudziłem się z niezbyt dobrym samopoczuciem,
czułem że zaczynam być przeziębiony. Ale to nie przeszkodziło, żeby wybrać się
w teren, miałem nadzieję że las i mróz mnie wyleczy. O 16.00 wyjechaliśmy z
Brzeska, pół godziny później byliśmy na miejscu pod bacówką Biały Jeleń, byłem
tam ponad dwa lata temu na rowerze. Zaczyna zapadać zmrok, pytamy
właścicielkę bacówki czy można zostawić
tutaj samochód i że przyjdziemy w niedzielę coś zjeść. Zdziwiona Pani odpowiada
że możemy i pyta czym teraz wrócimy?
Kilkanaście minut później wchodzimy do lasu, zapadł już
zmrok, nie używamy czołówek bo jest na tyle jasno. Idziemy pod górkę, następnie
wzdłuż zboczem, schodzimy do dolinki gdzie płynie strumień. Okolica zmieniła
się, szukamy równego miejsca na obozowisko gdzie będą dookoła drzewa iglaste
oraz drewno na opał. Zakładamy czołówki i po kilku minutach znajdujemy
przytulne i ciche miejsce. Rozpalamy ognisko i przygotowujemy sobie posłania.
Swoje legowisko robię pod mniejszą i większą jodłą, odgarniam śnieg i układam
gałązki, karimata, śpiwór i wystarczy; nie rozkładam plandeki – będę spał przy
ognisku. Wilson rozkłada się parę metrów dalej.
Jest jasno, światło odbija się
od śniegu na powierzchni ziemi i z ośnieżonych, iglastych gałęzi. Pijemy ciepłe
herbaty, jemy grzanki czosnkowe na kolacje, pieczemy mięso, które dzień
wcześniej zamarynowałem i wieczór szybko mija. Co jakiś czas biorę porządny łyk
syropu z cebuli z dodatkiem czosnku. Odchodząc od ogniska błyskawicznie czuć
zmianę temperatury, jest około -5◦C , bezwietrznie więc ciepło.
Szykujemy drewno na całą noc, żebym w nocy miał co dokładać. Siedzimy przy
ognisku, myślimy co będziemy robić następnego dnia. Ciepły powietrze z ogniska
roztapia śnieg nade mną, dlatego co jakiś czas spada na karimatę lub na mnie
trochę śniegu. Następnym razem przed
przygotowaniem legowiska porządnie trzeba otrzepać drzewo ze śniegu.
Jest już późno, idziemy spać; w nocy przez kilkanaście sekund szczekał kozioł
gdzieś niedaleko.
Sobota, wstajemy rano, jemy śniadanie, pijemy herbatę i
grzejemy się przy ognisku przed marszem. Przed naszym obozowiskiem mamy ładny
wschód słońca przebijający się przez drzewa. Po 8.00 jesteśmy spakowani i
ruszamy w drogę. Nie mamy mapy, ale mniej więcej łapiemy orientację. Idąc
strumieniem Wilson zbiera trochę rzeżuchy, będzie zielony dodatek do pęczaku.
Świeci słońce, jest bardzo przyjemnie. Przechodzimy przez zasypane śniegiem
polany, mijamy solidne ambony, na śniegu dużo świeżych śladów zwierząt, w końcu
jest poranek. Powoli spacerujemy trochę ścieżkami, trochę z górki i pod górkę.
Nagle na końcu jednej ze ścieżek widać zabudowania, jak się okazało wyszliśmy
obok bacówki – zatoczyliśmy kółko. Idziemy teraz w innym kierunku szlakiem
turystycznym, spotykamy po drodze kulig.
Odbijamy w las i idziemy w dół, aż po
sam koniec lasu. Niestety nie udaje nam się znaleźć żadnych grzybów jadalnych,
nie tym razem. Wilson po drodze szuka i zbiera materiały na łuk ogniowy i
świder ręczny, będzie do treningów przy ognisku. Czas wolno płynie, wracamy
inną drogą i szukamy miejsca na kolejny nocleg. Znaleźliśmy trochę równego
terenu, który przypominał taras widokowy. Dookoła strome zbocza, obok nas płyną
dwa strumienie łączące się w jeden, dookoła mnóstwo opału także jest dobrze.
Tak jak dnia poprzedniego przygotowujemy obozowisko, jemy porządny obiad,
gotowany pęczak z rzeżuchą, serem, kabanosami i przyprawą do gulaszu. Ćwiczymy
rozniecanie ognia za pomocą łuku ogniowego. Podstawka i świder z jodły – tutaj
to dobry i ogólnodostępny materiał. Popracowałem trochę z rzemieniem, dociskiem
zrobionym w nożu, bardzo przyjemny zestaw. W przeciwieństwie do dnia wczorajszego co
jakiś czas w koronach drzew zrywa się silny wiatr, szumi. Zapada zmrok, jest
ciemno, widać mnóstwo gwiazd na niebie. Odpoczywamy przy ognisku i wcześnie
kładziemy się spać.
Niedziela, budzę się jak jest jeszcze ciemno, dokładam do
ognia i idę jeszcze spać bo czuję że zasnę. Budzę się godzinę później z
zasypaną karimatą, śpiworem i plecakiem. W niespełna godzinę nasypało 2-3cm
śniegu. Nie rozbijaliśmy plandek, wybraliśmy integrację z naturą, mogliśmy
swobodnie oglądać gwiazdy. Noc cieplejsza niż poprzednia.
Dzięki Wilson za kolejny wspólny wypad, do lasów Iwkowej i
okolic na pewno jeszcze kiedyś wrócę!
Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/06080215IwkowaZima?noredirect=1
Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/06080215IwkowaZima?noredirect=1
bardzo dobry i ciekawy artykuł
OdpowiedzUsuń