czwartek, 12 lutego 2015

06-08.02.14 - Iwkowa zimą



Zima, śniegu ponad kostki, trzeba korzystać z takich chwil. Myślałem, żeby wybrać się z kimś w nowe miejsce na weekend do lasu. Skontaktowałem się z Mr. Wilsonem i od słów do czynów umówiliśmy się u mnie. Zdecydowaliśmy się na górzysty i śnieżny teren – lasy Iwkowej. Można spacerować po szlakach turystycznych lub tak jak my wolimy wprost po lesie i polanach przecinających las.

W piątek obudziłem się z niezbyt dobrym samopoczuciem, czułem że zaczynam być przeziębiony. Ale to nie przeszkodziło, żeby wybrać się w teren, miałem nadzieję że las i mróz mnie wyleczy. O 16.00 wyjechaliśmy z Brzeska, pół godziny później byliśmy na miejscu pod bacówką Biały Jeleń, byłem tam ponad dwa lata temu na rowerze. Zaczyna zapadać zmrok, pytamy właścicielkę  bacówki czy można zostawić tutaj samochód i że przyjdziemy w niedzielę coś zjeść. Zdziwiona Pani odpowiada że możemy i pyta czym teraz wrócimy?

Kilkanaście minut później wchodzimy do lasu, zapadł już zmrok, nie używamy czołówek bo jest na tyle jasno. Idziemy pod górkę, następnie wzdłuż zboczem, schodzimy do dolinki gdzie płynie strumień. Okolica zmieniła się, szukamy równego miejsca na obozowisko gdzie będą dookoła drzewa iglaste oraz drewno na opał. Zakładamy czołówki i po kilku minutach znajdujemy przytulne i ciche miejsce. Rozpalamy ognisko i przygotowujemy sobie posłania. Swoje legowisko robię pod mniejszą i większą jodłą, odgarniam śnieg i układam gałązki, karimata, śpiwór i wystarczy; nie rozkładam plandeki – będę spał przy ognisku. Wilson rozkłada się parę metrów dalej. 

Jest jasno, światło odbija się od śniegu na powierzchni ziemi i z ośnieżonych, iglastych gałęzi. Pijemy ciepłe herbaty, jemy grzanki czosnkowe na kolacje, pieczemy mięso, które dzień wcześniej zamarynowałem i wieczór szybko mija. Co jakiś czas biorę porządny łyk syropu z cebuli z dodatkiem czosnku. Odchodząc od ogniska błyskawicznie czuć zmianę temperatury, jest około -5C , bezwietrznie więc ciepło. Szykujemy drewno na całą noc, żebym w nocy miał co dokładać. Siedzimy przy ognisku, myślimy co będziemy robić następnego dnia. Ciepły powietrze z ogniska roztapia śnieg nade mną, dlatego co jakiś czas spada na karimatę lub na mnie trochę śniegu. Następnym razem przed  przygotowaniem legowiska porządnie trzeba otrzepać drzewo ze śniegu. Jest już późno, idziemy spać; w nocy przez kilkanaście sekund szczekał kozioł gdzieś niedaleko.

Sobota, wstajemy rano, jemy śniadanie, pijemy herbatę i grzejemy się przy ognisku przed marszem. Przed naszym obozowiskiem mamy ładny wschód słońca przebijający się przez drzewa. Po 8.00 jesteśmy spakowani i ruszamy w drogę. Nie mamy mapy, ale mniej więcej łapiemy orientację. Idąc strumieniem Wilson zbiera trochę rzeżuchy, będzie zielony dodatek do pęczaku. Świeci słońce, jest bardzo przyjemnie. Przechodzimy przez zasypane śniegiem polany, mijamy solidne ambony, na śniegu dużo świeżych śladów zwierząt, w końcu jest poranek. Powoli spacerujemy trochę ścieżkami, trochę z górki i pod górkę. Nagle na końcu jednej ze ścieżek widać zabudowania, jak się okazało wyszliśmy obok bacówki – zatoczyliśmy kółko. Idziemy teraz w innym kierunku szlakiem turystycznym, spotykamy po drodze kulig. 


Odbijamy w las i idziemy w dół, aż po sam koniec lasu. Niestety nie udaje nam się znaleźć żadnych grzybów jadalnych, nie tym razem. Wilson po drodze szuka i zbiera materiały na łuk ogniowy i świder ręczny, będzie do treningów przy ognisku. Czas wolno płynie, wracamy inną drogą i szukamy miejsca na kolejny nocleg. Znaleźliśmy trochę równego terenu, który przypominał taras widokowy. Dookoła strome zbocza, obok nas płyną dwa strumienie łączące się w jeden, dookoła mnóstwo opału także jest dobrze. Tak jak dnia poprzedniego przygotowujemy obozowisko, jemy porządny obiad, gotowany pęczak z rzeżuchą, serem, kabanosami i przyprawą do gulaszu. Ćwiczymy rozniecanie ognia za pomocą łuku ogniowego. Podstawka i świder z jodły – tutaj to dobry i ogólnodostępny materiał. Popracowałem trochę z rzemieniem, dociskiem zrobionym w nożu, bardzo przyjemny zestaw.  W przeciwieństwie do dnia wczorajszego co jakiś czas w koronach drzew zrywa się silny wiatr, szumi. Zapada zmrok, jest ciemno, widać mnóstwo gwiazd na niebie. Odpoczywamy przy ognisku i wcześnie kładziemy się spać.

Niedziela, budzę się jak jest jeszcze ciemno, dokładam do ognia i idę jeszcze spać bo czuję że zasnę. Budzę się godzinę później z zasypaną karimatą, śpiworem i plecakiem. W niespełna godzinę nasypało 2-3cm śniegu. Nie rozbijaliśmy plandek, wybraliśmy integrację z naturą, mogliśmy swobodnie oglądać gwiazdy. Noc cieplejsza niż poprzednia. 



Mamy sporo czasu, suszymy się trochę, pakujemy wszystko i trenujemy łuk ogniowy w aurze zimowej, śniegu dostatek i jeszcze mocno sypie. Ciekawy poranek w lesie. Po 10.00 opuszczamy obozowisko i idziemy pod górkę w stronę szlaku. Spotykamy wiatę zbudowaną z drewna z ławkami, stolikami i paleniskiem. Godzinę później jesteśmy w bacówce, gdzie kończymy naszą krótką wędrówkę skromnym obiadkiem w postaci barszczu z uszkami.


Dzięki Wilson za kolejny wspólny wypad, do lasów Iwkowej i okolic na pewno jeszcze kiedyś wrócę!









Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/06080215IwkowaZima?noredirect=1

1 komentarz: