Ponownie wybrałem się w największy las w okolicy, tym razem
na pierwszą samotną nockę. Chciałem spędzić 24 godziny w lesie nocując nad
stawem – zbiornikiem retencyjnym, który dostrzegłem tydzień temu po raz
pierwszy oraz poznać nowe części lasu.
Zabrałem ze sobą podstawowe rzeczy, czyli plandekę, śpiwór, karimatę,
apteczkę, nóż, kubek stalowy, latarkę, sznurek. Dodatkowo piłę, siekierę żeby
trochę porąbać drewna i hubki do zwęglenia. Do picia tylko 1l wody a do
jedzenia 3 kawałki kiełbasy , parę kromek chleba, ciasto na kilka podpłomyków,
parę garści orzechów, 4 jabłka i
ziemniaka.
W sobotę o 11.20 wszedłem do lasu, pogoda bardzo słoneczna,
kilkanaście stopni na plusie, całkiem wiosennie jak na początek marca. Miałem w
planie trafić lasem przechodząc wąwozy nad staw retencyjny, obejść go całego i
pochodzić w jego okolicy, bo tydzień temu byłem tylko z jednej strony.
Pomyślałem, że będę cały czas szedł wąwozem, mniej więcej w kierunku stawu.
Znalazłem większy strumień i zacząłem iść cały czas z nurtem. Znalazłem płaski kamień, który postanowiłem
zabrać ze sobą do pieczenia podpłomyków i smażenia kiełbasy. W między niebo się
zachmurzyło, nawet dostrzegłem jak z nieba spada dosłownie kilka kropel
deszczu, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia, wiedziałem że słońce zaraz
wyjdzie. Idąc wzdłuż strumienia zjadłem dwa jabłka, znalazłem parę nowych
grzybów np. szyszkówkę świerkową która do zbioru będzie gotowa za tydzień.
Zacząłem powoli dostrzegać coraz więcej jodeł, co dotychczas mi się nie
zdarzało. W momencie kiedy strumień zaczął iść w inną stronę niż znajdował się
staw, zacząłem dalej iść lasem. Pochodziłem jeszcze trochę aż trafiłem w znajomy
teren, z którego wiedziałem jak dojść w docelowe miejsce.
Staw retencyjny |
Po kilkunastu minutach, tuż przed 14.00 byłem już na miejscu
od nowej dotychczas strony. Miejsce całkiem niedawno zostało odnowione, w
pobliżu posadzone nowe drzewa, ławeczka ze stołem z desek, palenisko otoczone
kamieniami z niedopalonym drewnem, kilka pieńków do siedzenia, miotła z brzozy, którą później użyłem. Rozglądnąłem się po okolicy i znalazłem kawałek
równego terenu pod wielką jodłą przy
brzegu, od razu stwierdziłem, że tam przygotuję obozowisko. Miałem jeszcze
mnóstwo czasu do zmroku, oczyściłem miejsce, powoli rozpakowywałem się,
chodziłem po okolicy zbierając opał i szukałem nowych roślin. Natrafiłem m.in.
na wawrzynek wilczełyko i jakiś obcy gatunek. Oprócz tego mnóstwo roślin
zwiastujących wczesną wiosnę, lepiężnik biały, śledziennica skrętolistna,
podbiał pospolity, gwiazdnica pospolita. Chmury przeszły, słońce świeciło w
moim kierunku, byłem w samej koszulce, pogoda wymarzona na aktywny odpoczynek.
Miejsce momentami przypominało mi Jeziorka Duszatyńskie, z pewnej perspektywy
podobna okolica. Zrobiłem sobie posłanie ze ściętych wcześniej gałązek
jodłowych, na to karimatę, wystarczy aby dobrze izolowało od podłoża i
rozwiesiłem plandekę. Zacząłem zbierać drewno na opał, trochę popracowałem z
siekierą co u mnie jest rzadkością, pozbierałem wszystkie niedopałki drewna z
dwóch palenisk, znalazłem też porządną kłodę, którą przyniosłem do
siedzenia. Na drzewie powiesiłem
koszulkę i kurtkę, przy posłaniu przygotowałem kilka kamyków, które wrzucę do
wody żeby spłoszyć zwierzynę w razie konieczności, kiedy zbyt blisko obozu podejdzie.
Ogólny widok na moje obozowisko |
Widok spod plandeki |
Przed zapadnięciem zmroku rozpalam ognisko, piekę kiełbasę z
chlebem nad ogniskiem, obserwuję jak zapada ciemność i wysłuchuję ostatnich
śpiewów ptaków tego dnia. Przyjemne doświadczenie, od chwili już jest ciemno, a
ptaki nadal śpiewają ; w oddali słychać szczekające psy pobliskich wsi. Około
19.00 poczułem się lekko senny, więc zdjąłem buty i wskoczyłem do śpiwora. Nie zasnąłem, bo od
ciemności moje oczy odpoczęły i stałem się trochę pobudzony, więc poszedłem
posiedzieć przy ognisku. Ciepły wieczór, niebo bardzo czyste i gwieździste, na
centrum nieba przede mną świetnie wyeksponowany gwiazdozbiór Oriona, który
znika w maju. Patrzę w ognisko, słucham jak spala się drewno i jak w pobliżu po
drugiej stronie biegają sarny szeleszcząc bukowymi liśćmi. Zjadłem coś, wypiłem
ciepły napar ze świerku, dołożyłem do ogniska i poszedłem dalej leżeć. Bardzo wygodnie sobie leżałem, było mi ciepło
w koszulce i polarze. Przez zamknięte powieki widzę jak ognisko błyska, chodziłem w samych skarpetach, latarki prawie
nie używałem.
Ogień trzy metry od mojego posłania |
Szybko się ogrzałem i około 22.00 w wygodnej pozycji
zasypiam, jednak budzę się po dwóch godzinach bo jest mi gorąco. Akurat grube
drewno tylko się tliło, dlatego szybko dorzucam i ponownie w moment
zasypiam. Znów budzę się po dwóch
godzinach i dochodzę do wniosku że już nie zasnę, cztery godziny snu wystarczą.
Noc pogodna, z minimalnymi powiewami wiatru z kierunku mojego legowiska, można
wykorzystać czas w nocy na siedzenie przy ognisku i wygodne leżenie w
śpiworze. Po drugiej w nocy absolutna
cisza i spokój, nawet sarny się uspokoiły i nie hałasują, z oddali nie słychać
szczekających psów. Myślę o mojej egzystencji, czuję że las nie przysparza mi
żadnych problemów, że w lesie czas płynie swoim naturalnym rytmem, w ten sposób
integruję się z naturą tworząc kompatybilną jedność. Człowiek nabiera co raz to
większego szacunku do przyrody i uczy się pokory. Obserwuję co jakiś czas niebo
jak przesuwają się gwiazdy, jem kolejny kawałek kiełbasy z chlebem i czekam na
poranek.
Śniadanie |
Już przed piątą rano ptaki zaczęły budzić las swoim śpiewem.
Około 5.30 zaczęło się rozjaśniać niebo,
przestała być widoczna ostatnia gwiazda, powoli w lesie zrobiło się
jasno. Zauważyłem, że woda przy brzegu ponownie zamarzła, zdziwiłem się bo było
mi bardzo ciepło, myślałem że jest dodatnia temperatura. Zaczynam nagrzewać
kamień i powoli piekę trzy podpłomyki i smażę kiełbasę. Zbliża się pora wschodu
słońca, szukam jakiegoś ładnego widoku w kierunku słońca i fotografuję leśny
pejzaż dla upamiętnienia widoku. Po
kilkunastu minutach na bieżąco zmienia się las i niebo, wyraźnie widać jak
pojawia się mgła, pogoda tworzy wspaniały poranny klimat. Kiełbasa bardzo wolno
się smażyła, ma bardziej wyrazisty smak niż zwykle, bo smażyła się na swoim
tłuszczu.
Wschód słońca |
Zgonie z zasadą puszczaństwa |
Powoli pakuję się i usuwam ślady swojej obecności. Czekam aż węgle
się wypalą i piekę jabłka w popiele.
Gruba kłoda jak przewidziałem nie zdążyła się spalić, nadpaloną część
zanurzyłem w wodzie i tak zostawiłem. Cały popiół z węglem drzewnym wrzuciłem
do wody a palenisko zalałem bardzo obficie wodą, bo ogień palił się przez
kilkanaście godzin. Gdy woda przestała parować ciemną ziemię przysypałem
ściółką i liśćmi, deszcz wszystko rozmyje. Pod koniec pobytu nade mną latały
dwa myszołowy, odniosłem miotłę na swoje miejsce i około 9.00 opuściłem staw i zacząłem iść tam
gdzie mnie jeszcze nie było, gdzie mnie oczy poniosą. Spotkałem kolejny nowy
gatunek rośliny, chodziłem po ciągle zmieniającym się lesie, zachowując
orientacje terenu. Następnym razem wiem jaką obiorę trasę, żeby jak najdłużej
iść cały czas lasem. Nie miałem już jedzenia i picia, wcześniej ustaliłem że po
24 godzinach będę wracać więc po 11.00 wyszedłem z lasu.
Podsumowując, pierwszą noc samemu w lesie spędziłem w sposób
wymarzony, czyli w jakimś pięknym i ciekawym miejscu, w spokoju i przy ognisku.
Nie był to pierwszy mój nocleg w terenie, dlatego czułem się bardzo komfortowo.
Wszystko udało mi się tak jak chciałem i sobie zaplanowałem, jestem w pełni
zadowolony z tego wypadu. Napisałem bardziej szczegółową niż ogólną relację, bo
samotna noc w lesie serwuje niezapomniane wrażenia, ten tekst ze zdjęciami
będzie dobrym wspomnieniem po latach.
Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/PierwszaNoc12032014
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/PierwszaNoc12032014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz