środa, 2 grudnia 2015

31.10 - 10.11.2015 - Bieszczady część 2

Środa, 04.11.15 Chata Socjologa - Schronisko pod Wysoką Połoniną

Wstaję w okolicach godziny 6.00, odpocząłem i wyspałem się. W chacie pusto i cicho. Pakuję się i ruszam wcześnie na niebieski szlak prowadzący pasmem Otrytu do górnej części Rezerwatu Hulskie. Jeśli lubimy chodzić po lesie musimy odwiedzić to miejsce i zobaczyć prawdziwą karpacką puszczę. Można spotkać tu potężne buki i klony. Liście pod butami ciągle szurają, wieje delikatny wiatr. Aura miejsc bardzo wiosenna, jakby zaraz miały rozwijać się liście drzew. Cały czas idzie się tutaj delikatnie z górki i pod górkę, przyjemnie.
Robię sobie krótką przerwę na śniadanie za górką osłonięty od wiatru. W pewnym momencie za mną słyszę głośny tupot po ściółce jakiegoś zwierza. Wstaję i wyglądam, zza grubego pnia buka widzę wielki brązowy tłów. Myślę że to niedźwiedź, próbuję zobaczyć głowę, uspokajam się i myślę o oddaleniu się, jednak zwierz się poruszył i okazał się to ogromny jeleń gdy odsłonił swoją głowę z ogromnym porożem. Po chwili przebiegło niedaleko mnie całe stado jeleni. Bardzo często słychać i widać tutaj aktywność zwierząt, idąc dalej ponownie widzę stado jeleni idące po zboczu. W pewnym odcinku było słychać pilarzy w oddali. Dochodzę końca szlaku dochodzę pół godziny przed czasem jaki podała mapa.

Sprawdzam mapę i spokojnie schodzę w dół drogą rezerwatu. Zauważam w lesie lisa z dużym i puszystym ogonem, większym od siebie - patrzy na mnie i odchodzi w las. Robi się coraz cieplej a w zacienionych miejscach czuć rześki chłodek. Idąc momentami pod słońce ubieram czapkę z daszkiem, żeby mniej jarzyło w oczy. Zejście jest kręte i długie a dookoła cisza, strumyki i las, przez drogę przebiegają mi sarny. Wychodzę na skrzyżowanie, prowadzące w stronę Zatwarnicy. Przede mną ławeczka z widokiem na polanę i góry, zachęciła mnie aby usiąść i odpocząć, zjeść coś. Jest tak ciepło, że zdejmuję polar i koszulkę i tak ładuje się promieniami słonecznymi.

Schodzę dalej w dół szutrową drogą, słońce odbija się od nawierzchni i razi po oczach, czapka nie pomaga. Popijam często wodę i herbatę, tuż przed skrzyżowaniem dróg są domki noclegowe i mini bar, jednak czynne sezonowo. Proszę tylko o dolanie trochę wody do butelki, żeby mieć zapas. Przechodzę mostem przez szeroki San i jestem w Zatwarnicy.



Teraz podreptam trochę asfaltem do czasu aż zacznie się żółty szlak oraz odbicie w leśną drogę. Przejeżdża tylko kilka samochodów, jest kolejny słoneczny dzień a i tak wszędzie pustki. Mijam czynny sklep o którym nie wiedziałem, kupuję i jem pomarańcze i banany. Wchodzę do lasu, dłuższy czas idzie się wzdłuż rzeki po płaskiej nawierzchni. Mijam zrywkę drewna w dwóch miejscach i kasę biletową przy której nikogo nie ma. Zaczyna się stroma, buczynowa ścieżka leśna z dużymi skałami, idąc właśnie czuję, że zaczęła się kondycja, teraz można non stop iść pod górkę bez zmęczenia. Na szlaku widać kryształki zjawiska resublimacji, przez drzewa przebijają się łapki na owady.
 
Wychodzę z lasu i piękne brunatne widoki, dochodzę do skrzyżowania żółtego z czarnym szlakiem i zaczynam iść na przełaj przez półmetrowe borówczyska w okolice Przełęczy Orłowicza. Zajadam się borówką czarną i kwaśną brusznicą. Ładnie przyświeciło słońce, co chwila widoki ulegają zmianom z racji zbliżającego się zachodu słońca. Myślę o wejściu na Smerek, to zaledwie chwila, jednak rozmyśliłem się.


Spotykam na szlaku Łukasza, jest z Warszawy i pierwszy raz przyjechał w Bieszczady pochodzić i pojeździć na rowerze szosą. Zaczęliśmy rozmawiać i tak nam zeszło aż do samej Wetliny. Szybko odnaleźliśmy wspólny język, rozmawiało nam się jakbyśmy się dłużej znali. Doradziłem Łukaszowi gdzie może ruszyć kolejnego dnia aby być zadowolonym z widoków gór.




Robimy jeszcze wspólnie zakupy w sklepie i strzelamy sobie pamiątkowe zdjęcie. Łukasz zaproponował mi podwózkę pod schronisko, żebym nie musiał dreptać asfaltem niepotrzebnie, trudno było odmówić więc zgodziłem się.


W ten sposób chwilę przed 16.00 znalazłem się w schronisku pod Wysoką Połoniną. Zostałem miło przyjęty i wskazano mi pokój wieloosobowy. Prócz mnie są 3 ekipy, Marta i Weronika, Olga i Staszek oraz Marcin i Heniek. Udana grupka do towarzystwa, wszyscy przyjechali pochodzić parę dni po górach. Marcin i Heniek sporo chodzili po Ukrainie i Rumunii, opowiadają trochę o tym, znają się na rzeczy. Rozpakowałem się, zjadłem coś, przejrzałem trochę zdjęć w książkach. Przychodzi do nas gospodarz schroniska Piotr, człowiek bardzo miły i otwarty do ludzi. Na samym wejściu bije ciepło od ludzi którzy tu przebywają, stwierdzam że na pewno tu jeszcze wrócę. Zostawiam kilka rzeczy w schronisku, głównie przeciwdeszczowych, za dwa dni tu wrócę a wiem, że nie będzie padać. Piotr pyta mnie o moje plany na kolejne dni i doradza mi, żebym pojutrze wcześnie wyszedł. Cześć osób również jutro uderza do schroniska pod Małą Rawką, tylko inną trasą niż ja, to się jeszcze spotkamy. Idę spać, jutro mam spokojniejszy dzień, mogę się wyspać.


Czwartek, 05.11.15 Schronisko pod Wysoką Połoniną - Bacówka pod Małą Rawką

Wstaję, jem śniadanie i robię herbatę do termosu. Wychodzę późno bo o 8.30, kupuję jeszcze coś do picia w sklepie, który znajduje się przed mostem  tuż przy żółtym szlaku w drodze na Jawornik. Kolejny dzień pełen słońca i błękitnego nieba. Przechodzę mostem przez płynącą, miejscami zmarzniętą Wetlinkę i wchodzę na szlak. Mimo że spóźniłem się na apogeum jesieni, które przypada na połowę października to i miejscami jest kolorowo. Pięknie kontrastują żółte modrzewie, topole i brzozy na tle błękitnego nieba, brunatnych buczyn i połonin.

Szlak na Jawornik wskazywał 1h 30', w większości jest stromy. Najpierw idę chwilę asfaltem, wchodzę w las jodłowo-bukowy, szybko się kończy i zaczyna się buczyna z odrobiną klonów. Na polankach pokrytych szronem widać oświetlone przez słońce pasmo Połoniny Wetlińskiej. Przy Jaworniku jestem o wiele wcześniej, pije herbatkę, zza mnie przychodzi starszy Pan, który postawił sobie dzisiaj ambitny plan, śmieje się ze mną, że niektóre znaki trzeba o wiele mniej liczyć.

Szybko się rozchodzimy, idziemy w przeciwnych kierunkach, schodzę teraz zielonym szlakiem w stronę Wetliny, by potem dalej zajść do do schroniska. Po drodze spotykam dużego i dziurawego klona, muchomory czerwone i podgrzybka. Przy jodłach czuję intensywny zapach ściółki z grzybami. Przy szlaku jest kilka dużych drewnianych krzyży. Zejście jest kamieniste i strome, momentami są prawie metrowe schody drewniane, zrobione przeciwko erozji gleby. Wychodzę już z lasu, idę do okolicznego sklepu i kupuję szminkę do ust, które mam lekko popękane z powodu ciągłego wiatru i słońca. Zjadłem przy okazji trochę owoców i dreptam dalej zielonym szlakiem przez Małą Rawkę.



Tym razem nie udało się ominąć kasy biletowej, przy której i tak na chwilę się zatrzymałem porozmawiać. Wchodzę w las, według mapy prawie cały czas idzie się lasem. Przez około 40 minut szlak jest bardzo stromy, a dookoła tylko strome zbocza z bukami; idąc świetnie zza góry przebija się z naprzeciwka słońce. Takie podejścia już mnie nie męczą, mogę napierać do przodu bez problemu.



Wychodzę z lasu na polankę, nie spodziewałem się. Świetna okolica, polany z ogromnymi borowinami, młodymi jodłami, jarzębami pełnymi owoców, które obżerają właśnie ptaki. Do tego cisza i brak wiatru. Z jednej strony widać Słowację, a z drugiej nasze Połoniny. Podoba mi się ten szlak, chodzę i zwiedzam nowe szlaki, nowe miejsca i schroniska. Co chwilę pojawiają się polanki idzie się lekko z górki a potem trochę pod górkę. Niebo jest już inne niż na przełomie ostatnich dni, pod słońce jest biało, widoczność trochę mniejsza, co znaczy że warunki za kilka dni się zmienią.


Przez drzewa widzę rowerzystę który ostro jedzie pod górę w moją stronę. Po chwili słyszę jakieś głosy, myślę to tylko wiatr albo mi się wydaje, w końcu jest tak czasami. Za około 10 minut mijam się z dwoma ludźmi, także dobrze słyszałem, nic mi się nie wydawało. Dźwięk niesamowicie się niesie podczas takiej pogody.




Często zatrzymuję się i kręcę wokół własnej osi, żeby nacieszyć się widokami. Rośnie tu bardzo dużo jarzębiny, duże drzewa i mniejsze skarłowaciałe od ciężkich warunków. Stada ptaków na nich przesiadują i ćwierkają lub odlatują na inne drzewo jak przechodzę. Widzę z oddali na polanie wiatę, wiem że mało mam jeszcze do przejścia, korzystam z ławeczek i odpoczywam przy wiacie. Nikogo nie słychać, mało ludzi, turystów. Jest niesamowicie ciepło jak na listopad, ściągam polar i koszulkę, niech podeschną do słońca a ja coś zjem i posiedzę bez koszulki.

Na Małą Rawkę docieram chwilę przed 15.00, nie ma w ogóle ludzi! Dopiero idzie w oddali kilka osób od strony Wielkiej Rawki. Słońce jest już nisko, poczekam sobie tutaj trochę, aż będzie żółto i kolorowo od zachodu. Przewija się przez ten czas trochę ludzi, kilka osób czeka na zachód.








Schodzę do Bacówki, będę wiedział jakie podejście rano mnie czeka, bo jutro znów tu się wdrapuję i idę dalej. Tak jak myślałem jest stromo, obok mocno płynie strumień to dobrze. Budynek bardzo przypomina Bacówkę pod Honem, kiedyś schroniska były tak samo budowane, na zewnątrz po drzewie biega wielki, rudy kot.

W schronisku już są Staszek, Olga, Weronika i Marta, którzy mieli tu dotrzeć. Dostaję ostatnie miejsce w jednym z pokoi wieloosobowych, w schronisku jest bardzo ciepło, na dodatek łóżko mam przy ścianie z kominem. Zjadam bardzo smaczne placki po węgiersku, przyjemnie pikantny smak. Ogółem jest sporo osób, do pokoju przychodzą jeszcze dwie osoby, okazało się że startowali w biegu rzeźnika. Placki były dobre, ale zjadłbym coś, zamówiłem sobie jeszcze jedną  porcję, którą już zaspokoiłem głód.

W schronisku jest bardzo miła atmosfera, sporo młodych i życzliwych ludzi, charakterystyczne jest, że nawet siedząc w swoim pokoju usłyszymy, że właśnie nasze danie jest już gotowe. Jutro czeka mnie długi dzień, chcę wyjść wcześnie, idę trochę wcześniej spać, podczas gdy na dole dzieję się to i owo. Ciężko zasnąć, jest tak ciepło a zasypiam bez jakiegokolwiek przykrycia. To był bardzo udany i przyjemny dzień a jutro następny...

Piątek, 06.11.15 Bacówka pod Małą Rawką - Schronisko pod Wysoką Połoniną


Kolejny dzień budzę się przed budzikiem, jak jest jeszcze ciemno. Cieszy mnie to, bo mogę jeszcze chwilę podrzemać. Wstaję po 6.00, pakuję się, szybka rozgrzewka i po godzinie jestem już w drodze. Pogoda można powiedzieć jest już monotonna, ale nie narzekam przynajmniej są piękne widoki. Po wczorajszym zejściu wiem jakie podejście mnie czeka. Nabieram trochę wody ze strumienia i idę szybkim krokiem w górę. Nie ma nikogo za mną ani przede mną. Docieram na Małą Rawkę, a stamtąd prosto na Wielką Rawkę.

Po godzinie marszu jestem na miejscu; przed szczytem jest stroma ścieżka, skracająca kawałek szlak. Tu też nie ma ludzi, podejrzewam, że będzie tak przez cały dzień, ale spokój. Góry Słowacji i Ukrainy zakryte lekkimi mgłami natomiast Polska strona cała z niebieskim niebem.






Cieszy mnie widok gór i lasów aż po horyzont, brak ludzi, wiatru i wszechobecna cisza. Schodzę teraz niebieskim szlakiem na Krzemieniec, pojawiają sie pierwsze ukraińskie słupki graniczne. Po chwili zaczęła mi się lekko lać krew z nosa, nigdy tego nie doświadczyłem w górach. Zastanawiam się dlaczego, rozumiem jakbym bym dwukrotnie wyżej. Uspokajam się, przegryzam tabliczkę czekolady, popijam herbatą, robię krótką przerwą i ruszam dalej. To efekt wysiłku i zmęczenia, będzie dobrze.

Krzemieniec to granica trzech państw, spotykam straż graniczną, klikam kilka zdjęć i ruszam w stronę Rabiej Skały; jest dopiero 9.00 a znak wskazuje 5h. Idę długo lasem, co jakiś czas wychodzę na niewielkie polany.






Pod nogami mocno szurają liście, nie ma tutaj żadnych odbić szlaku w inną stronę, idę cały czas w jednym kierunku. Spotykam pająka na ściółce, idzie przede mną pod górkę. Szlak nie jest męczący, widoki są tylko wtedy kiedy jesteśmy na polanach, oznaczeniem tutaj są betonowe słupki graniczne lub wyblakłe na drzewach niebieskie i czerwone znaki.




Las bukowy, momentami pojawia się kilka klonów z odpadającą korą. Po drodze jest wiata, przy której spotykam tą samą straż graniczną, kontrolują na quadzie granicę. Przysiadam się na chwilę do ogniska, po czeskiej stronie też jest wiata i źródełko z wodą. Z oddali słychać jak idzie człowiek szurając liśćmi, po chwili podchodzi do nas starszy, uśmiechnięty Pan jest Słowakiem i idzie w stronę Krzemieńca.


Ruszam dalej a straż mówi, że jeszcze się spotkamy przed Rabią Skałą, droga dalej przyjemnie prowadzi lasem, pojawia się więcej klonów. Cieszę się słońcem, ładuję się energią podczas przerw.








30 minut po południu jestem przy tarasie widokowym, mam dużo czasu do zmroku, dzięki czemu mogę dłużej korzystać z widoków. Jest tutaj tablica informacyjna po słowacku, większość rozumiem, część wnioskuję z kontekstu. Znów przyjechała straż, siedzą i oglądają. Mówią, że mam już blisko. Przegryzam bułkę, krakersy i piję herbatkę z termosu. Znalazłem skrzynkę Geocache a w środku pieniądze, źródła ognia, kartka z wpisami i długopis. Widzę przez drzewa zbocze mojego celu, już niedługo tam będę. Ostatnie krótkie podejście, kolejna wiata, dobrze o tym wiedzieć na przyszłość.



O 13.30 jestem przy znaku z Rabią skałą. Teraz cały czas będę szedł w dół żółtym szlakiem do Wetliny. Dobre oznaczenie, duża przejrzystość w lesie. Chwilami buczyna porośnięta jest młodnikiem jodłowym. Chwilę idę ścieżką szlaku a chwilę lasem.







Dopiero przy Jaworniku spotykam pierwszych ludzi. Zatrzymuję się chwilę, patrzymy na mapę i schodzę dalej w dół. Nawet na spokojnie idzie się o wiele szybciej niż pokazują znaki żółtych szlaków. Z widokiem na pierwsze domy Wetliny spotykam parkę z aparatami, która fotografuje góry, schodzimy razem asfaltem, idziemy kawałek razem do głównej drogi. Za mostem odbijam jeszcze do sklepu, trzeba się dobrze najeść po całym dniu.


Wchodzę do schroniska i słyszę od gospodarza Piotra: Bartek niedźwiedziu, witaj w domu. Po długim dniu przyjemnie wrócić w takie miejsce i móc się swobodnie poczuć.







Dostałem pokój, inny niż ostatnio, ma do mnie dołączyć jeszcze cała grupa z Krakowa. Wybrałem jak zwykle łóżko w kącie przy grzejniku, rozłożyłem wszystko i zacząłem jeść. Zamówiłem sobie dużą porcje smacznego krupniku i poszedłem odpoczywać do swojego pokoju pijąc herbatkę.





Wieczorem dołączyła wspomniana wcześniej ekipa w składzie: Lucyna, Ania, Daniel, Adam, Asia i Basia. Nie mają planu na następny dzień a przyjechali tylko na dwa dni. Doradzam im gdzie mogą jutro pójść, który szlak nie jest trudny i widokowy. Ja już przeszedłem szlaki, które miałem zaplanowane, nie mam pomysłu na jutrzejszy dzień. Rano zapadnie decyzja, może uda mi się gdzieś złapać transport aby podjechać na jakiś szlak. Szybko idę spać i prędko zasypiam, nic nie słyszę co się dookoła dzieje.

Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/311015101115Bieszczady

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz