piątek, 27 lutego 2015

Dzik



Trop
Kiedy idę po lesie często się zdarza , że napotykam świeżo pozostawione ślady i tropy dzika lub sarny albo łosia. Ślady to pióra ptaków w gnieździe, sierść pozostawiona na drzewie o które ocierają się dziki, obgryziona kora drzewa, czyli coś co świadczy o obecności zwierzyny wcześniej w danym miejscu. Trop natomiast to odcisk zwierzęcia pozostawiony na śniegu, błocie, piasku na przykład racica dzika na zmarzniętym śniegu.



Wczoraj, mokry i wilgotny dzień, bardzo drobna mżawka, wybrałem się na parę godzin do lasu. Szedłem cały czas wąwozem przed siebie z nurtem, strumień nabrał więcej wody po deszczach. W pewnym momencie za  powalonymi drzewami zauważyłem dzika, który leży w błocie i trochę w wodzie. W lesie zmysły się wyostrzają, można dużo zaobserwować, usłyszeć i zobaczyć. Nie zauważył mnie, więc obszedłem za jodły tak, aby być na wprost niego. Cicho pokwikiwał i żerował w płytkim strumieniu i mokrej glebie. 

Patrzę pod nogi, aby nie trzaskać gałązkami na ściółce i jednocześnie na zwierzę i podchodzę powoli coraz bliżej. Kiedy dzik nasłuchuje, ja staję i nie ruszam się. Po chwili dzik mnie zauważył, gdy byłem blisko, zdenerwował się i za symulował szarżę w moim kierunku – gdybym próbował podejść mógłby biec w moim kierunku, lecz oddaliłem się parę kroków. 



 Obserwuję jak się porusza, zastanawiam się czy to przez gliniaste i mokre podłoże czy zwierz jest ranny. Gdy usiadł widzę, że jest zraniony w lewą tylną nogę, dlatego lekko kuleje. Nie stresuję go dłużej i odchodzę  w przeciwnym kierunku. Mimo, że był ranny mógł być niebezpieczny, dlatego zachowywałem bezpieczną odległość wykorzystując przy tym nierówność terenu. Nie umiem znaleźć naturalnego wytłumaczenia takiej rany zwierzęcia; kłusownicy lub myśliwi.

To nie pierwszy raz kiedy spotykam dzika, parę dni wcześniej wypatrując pokrzywy wiosennej spod tarniny wybiegła duża sztuka. Zanim zareagowałem w jakiś sposób już był w bezpiecznej odległości kilkunastu metrów. 

Kiedyś zimą idąc lasem sosnowym z oddali zauważyłem rozkopaną glebę. Poszedłem w tamtym kierunku, był mróz więc byłem ciekaw co i za czym mogło tam żerować. Podchodząc do żerowiska kilka metrów przede mną ujrzałem czarny grzbiet dzika. Początkowo nie wiedziałem czy to padlina, czy po prostu śpi. Zrobiłem pół kroku do tyłu i zobaczyłem jak się porusza. Wstał, podejrzewam że mnie nie widział; popatrzył w moim kierunku, obrócił się i spokojnie odszedł, zgubiłem go wzrokiem przez ośnieżone gałęzie drzew.

Dziki żerują i za dnia i w nocy. Wczesnym rankiem można je spotkać przy linii lasu, na łąkach i polach. Za dnia „chowają” się do lasu, tworzą sobie legowiska tzw. barłogi z gałęzi, traw lub ryją w ziemi dołek i w ten sposób śpią. Pojedyncze osobniki, które spotykam to odyńce, dają się spłoszyć i przeważnie szybko uciekają. Dziki żyją w stadach, watahach które liczą od kilku do kilkunastu sztuk, gdzie dowodzi locha. 

Dziki mają dobry węch i słuch ale bardzo słaby wzrok dlatego czasem można być blisko a dzik nas nie zauważy, tym bardziej jeśli jest bezwietrznie lub wiatr wieje w naszym kierunku. Dziki kiedy są przestraszone lub zdenerwowane są szybsze od człowieka, tym bardziej jeśli znajdujemy się w lesie na nierównym terenie z plecakiem. Wydają różne dźwięki, podczas żerowania chrumkaj a kiedy taplają się w błocie pokwikują.

środa, 25 lutego 2015

Dzień jak co dzień, luty



Ostatnio trochę mniej pisałem, inne zajęcia pochłonęły trochę czasu, ale to nie znaczy że u mnie nic się nie dzieję i nie chodzę do lasu. Nie opisuję tutaj każdego wyjścia w teren, czy to byłem cały dzień w lesie, na noc, lub kilkugodzinny spacer. Opisuję wypady ciekawsze, które chcę żeby utkwiły mi w bardziej w pamięci, zdjęcia robię praktycznie zawsze, dlatego i tak mam co wspominać.


Pod koniec stycznia spadł śnieg, co zapowiedziało śnieżną i zimową atmosferę w miesiącu luty, tym bardziej że las który odwiedzam ma górski klimat. W ten sposób upływa czas, zmieniającą się pogodą, wschodem i zachodem, mija dzień za dniem, nadchodzi odwilż, przedwiośnie, kolejna pora roku…

02.02 Nasypało trochę śniegu, zapowiada się słoneczny zimowy dzień. Lubię takie dni, czuć mróz i jednocześnie ciepło, przyjemnie spaceruje się po zmieniającym się lesie. Dziki głodne, żerowały przy bulwach topinamburu i ostałych jabłkach. Jak zazwyczaj bywa obrałem nowy kierunek marszu i poszedłem tam gdzie mi się bardziej podoba, dzięki mam zawsze inną trasę a kiedy trzeba to jakoś się odnajdę. Poznaję przez to cały las, ścieżki leśnictwa przecinające moją drogę, mniejsze i większe wąwozy, strumienie, obszar buczyny dookoła jodeł. Cisza, śnieg nie spada z drzew, bezwietrzny mroźny dzień. Czasem słychać jak w oddali biegnie spłoszona łania. Nie rozpalałem ogniska tego dnia, pochodziłem parę godzin po lesie, wracałem podczas zachodu słońca.



04.04 Kolejny spacer w wolnym czasie po lesie. Idę wąwozem, odnajduję szybszą i nową drogę nad staw w lesie. Śniegu w niektórych miejscach około 30cm, pod gęstymi jodłami nie ma w ogóle. Nad stawem rozpalam ognisko, ogrzewam się, przyrządzam sobie posiłek i piję herbatę. Tutaj jest mało słońca zimą w ciągu dnia, staw jest mocno skuty lodem, można śmiało po nim chodzić. Pierwszy raz chodziłem po lodzie, zamarzniętym zbiorniku wodnym. Zrobiłem małą świeczkę z żywicy, paliła się parę minut. 

Zbierając drewno na ognisko zerwałem uschniętą kruszynę i szybko zmontowałem zestaw na łuk ogniowy. Spróbowałem, jednak podkładka okazała się chyba za wilgotna, gdyż próba mi się nie udała. Chcę więcej ćwiczyć techniki ognia wykorzystując materiały znalezione w lesie. Niestety dzień jest bardzo krótki, mało jest czasu na zrealizowanie tego co by się chciało.





17.02 Idąc ciemnym wąwozem zasłoniętym od słońca wychodzę na jedną z górek, akurat przebijające słońce oświetlało tutaj ściółkę pod dużą jodłą. Spodobało mi się, pomyślałem że posiedzę chwilę w tym miejscu.  Przygotowałem sobie świder, podkładkę i docisk z jodły do łuku ogniowego. W między czasie parzył mi się zdrowy napar z igieł jodłowych.  Próba nie udała mi się, brązowy pył nie miał zbyt odpowiedniej temperatury aby scalić się w grudkę żaru. Stosowanie techniki tarcia drew wykorzystując naturalne materiały znalezione w lesie wymagają większej dokładności z naszej strony. Muszę przygotowywać sobie dokładniej materiały. Osiągnięcie żaru jest trochę trudniejsze niż z materiałów wcześniej przygotowanych, sezonowanych, tych z domu. W większości lasu w stromych miejscach, gdzie odkryta jest gleba można zaobserwować zjawisko resublimacji. Wracam tak jak zazwyczaj, po 16.00 żeby zdążyć na busa do domu.


18.02 Tym razem nie sam, a we dwóch łaziliśmy. Kilka kilometrów drogi do lasu, w planie przejście go i droga przez pola do większego docelowego lasu. W międzyczasie małe ognisko, na śniadanie kanapka czosnkowa z cebulą, szczawikiem zajęczym i miodem popita herbatą z termosu. Uschnięty uszak na bzie, nie wykorzystam go, spotkałem też czeczotę na buku. 



W międzyczasie z rozchmurza się, pokazuje się więcej słońca. Gdy jesteśmy w większym lesie, kolejne małe ognisko, kiełbasa, chleb, napar z zebranych wcześniej pędów malin. Idziemy dalej. Słoneczny tydzień spowodował, że warstwa śniegu stopniała, jeszcze utrzymuje się coś w mniej doświetlonych miejscach, przyjemny klimat tworzy sceneria odwilży, z myślą o powoli nadchodzącej wiośnie. Kolejny raz w lesie, znów inna obrana trasa. Z grzybów mnóstwo murszaków rdzawych, które atakują modrzewie, jakaś purchawka na łące, tęgoskór 

Jesteśmy w pięknym, starym, przerzedzonym lesie jodłowym. Spodobało mi się tak, że zatrzymaliśmy się na dłużej przy ognisku. Odpoczynek po przejściu kilkunastu kilometrów, mocna herbatka z błyskoporka z dodatkiem miodu. Bardzo powoli robi się ciemno, czuć jak robi się zimniej. Idę 40minut, wychodzę z lasu na przystanek.




20.02 Kolejny słoneczny dzień. Najcieplejszy dzień z tych ostatnich. Mocno grzeje słońca, widać latające motyle; lato listek cytrynek. Przez całą drogę w lesie towarzyszyło mi stado myszołowów, pięć sztuk latało nade mną, raz widziałem jak jeden zerwał się z korony modrzewia.  Przerwa, śniadanie, pieczony kawałek schabu znad ogniska z przyprawami. Po drodze znalazłem dużo jemioły z owocami, gwiazdnicy, rzeżuchy, do życia budzą się wczesne rośliny np. lepiężnik biały, podbiał pospolity. 


Odnalazłem się mniej więcej w lesie i ruszyłem w kierunku stawu. Nie ma tu jeszcze i prędko nie będzie pokrzywy, dlatego zebrałem męskie kwiatostany leszczyny i usmażyłem słodki placek po zmieszaniu z mąką i odrobiną wody. Popiłem ciepłą herbatą z dodatkiem podbiału. Poćwiczyłem też łuk ogniowy. Lód na stawie już puszcza, powoli się topnieje aż do początku marca. Słychać strzelający lód, cichy hałas natury w ogólnej ciszy, ciekawe uczucie. Tego dnia nie musiałem wracać wcześniej, dlatego siedziałem do wieczora przy ognisku, najadłem się jeszcze smacznym mięsem, wypiłem mieszaną herbatkę z miodem, cytryną i goździkami. Tej nocy była widoczna koniunkcja dwóch planet: Wenus i Marsa, z lasu nie widziałem tego dokładnie na czystym niebie. Zrobiłem zdjęcia gwiazd, spakowałem się i  trzeba wracać. Wróciłem przy świetle czołówki.

Nie opisywałem wszystkich dni w lesie w tym miesiącu, bo było ich więcej, wybrałem te ciekawsze. Dzisiaj, po słonecznym tygodniu zapowiada się pochmurny, mokry tydzień. Czekam na dłuższe i słoneczne, ciepłe dni.

piątek, 20 lutego 2015

Placki z kwiatostanami leszczyny



Przedwiośnie. W zależności w jakim terenie się znajdujemy, możemy spotkać różne rośliny jadalne. Niekoniecznie w górach ale na terenach górzystych śnieg zalega dłużej na przykład na stromych zboczach czy w niedoświetlonych słońcem wąwozach. Chciałem usmażyć wiosenne placki z pokrzywą, ale jeszcze tutaj nie rośnie…




Zebrałem kwiatostany leszczyny zwyczajnej, te które sypią żółtym pyłkiem. Kwiaty starłem w dłoniach, tak aby je jak najbardziej rozdrobnić, łodygi kwiatostanu wyrzuciłem, następnie zmieszałem z wszystko mąką, dolałem trochę wody i usmażyłem na patelni przy ognisku; smażę po parę minut z obu stron. Postępujemy tak samo jak z robieniem placków z pokrzywami i innymi roślinami, czyli konsystencja papki. 














Zbiór jest szybki i wydajny, w prosty i szybki sposób mając trochę mąki można usmażyć smaczne placki w smaku delikatnie słodkie, popiłem naparem z podbiału. Kwiatostany leszczyny można też suszyć i dodawać do pieczenia chleba czy podpłomyków jako dodatkowy leśny substytut.





 Smacznego!

czwartek, 12 lutego 2015

06-08.02.14 - Iwkowa zimą



Zima, śniegu ponad kostki, trzeba korzystać z takich chwil. Myślałem, żeby wybrać się z kimś w nowe miejsce na weekend do lasu. Skontaktowałem się z Mr. Wilsonem i od słów do czynów umówiliśmy się u mnie. Zdecydowaliśmy się na górzysty i śnieżny teren – lasy Iwkowej. Można spacerować po szlakach turystycznych lub tak jak my wolimy wprost po lesie i polanach przecinających las.

W piątek obudziłem się z niezbyt dobrym samopoczuciem, czułem że zaczynam być przeziębiony. Ale to nie przeszkodziło, żeby wybrać się w teren, miałem nadzieję że las i mróz mnie wyleczy. O 16.00 wyjechaliśmy z Brzeska, pół godziny później byliśmy na miejscu pod bacówką Biały Jeleń, byłem tam ponad dwa lata temu na rowerze. Zaczyna zapadać zmrok, pytamy właścicielkę  bacówki czy można zostawić tutaj samochód i że przyjdziemy w niedzielę coś zjeść. Zdziwiona Pani odpowiada że możemy i pyta czym teraz wrócimy?

Kilkanaście minut później wchodzimy do lasu, zapadł już zmrok, nie używamy czołówek bo jest na tyle jasno. Idziemy pod górkę, następnie wzdłuż zboczem, schodzimy do dolinki gdzie płynie strumień. Okolica zmieniła się, szukamy równego miejsca na obozowisko gdzie będą dookoła drzewa iglaste oraz drewno na opał. Zakładamy czołówki i po kilku minutach znajdujemy przytulne i ciche miejsce. Rozpalamy ognisko i przygotowujemy sobie posłania. Swoje legowisko robię pod mniejszą i większą jodłą, odgarniam śnieg i układam gałązki, karimata, śpiwór i wystarczy; nie rozkładam plandeki – będę spał przy ognisku. Wilson rozkłada się parę metrów dalej. 

Jest jasno, światło odbija się od śniegu na powierzchni ziemi i z ośnieżonych, iglastych gałęzi. Pijemy ciepłe herbaty, jemy grzanki czosnkowe na kolacje, pieczemy mięso, które dzień wcześniej zamarynowałem i wieczór szybko mija. Co jakiś czas biorę porządny łyk syropu z cebuli z dodatkiem czosnku. Odchodząc od ogniska błyskawicznie czuć zmianę temperatury, jest około -5C , bezwietrznie więc ciepło. Szykujemy drewno na całą noc, żebym w nocy miał co dokładać. Siedzimy przy ognisku, myślimy co będziemy robić następnego dnia. Ciepły powietrze z ogniska roztapia śnieg nade mną, dlatego co jakiś czas spada na karimatę lub na mnie trochę śniegu. Następnym razem przed  przygotowaniem legowiska porządnie trzeba otrzepać drzewo ze śniegu. Jest już późno, idziemy spać; w nocy przez kilkanaście sekund szczekał kozioł gdzieś niedaleko.

Sobota, wstajemy rano, jemy śniadanie, pijemy herbatę i grzejemy się przy ognisku przed marszem. Przed naszym obozowiskiem mamy ładny wschód słońca przebijający się przez drzewa. Po 8.00 jesteśmy spakowani i ruszamy w drogę. Nie mamy mapy, ale mniej więcej łapiemy orientację. Idąc strumieniem Wilson zbiera trochę rzeżuchy, będzie zielony dodatek do pęczaku. Świeci słońce, jest bardzo przyjemnie. Przechodzimy przez zasypane śniegiem polany, mijamy solidne ambony, na śniegu dużo świeżych śladów zwierząt, w końcu jest poranek. Powoli spacerujemy trochę ścieżkami, trochę z górki i pod górkę. Nagle na końcu jednej ze ścieżek widać zabudowania, jak się okazało wyszliśmy obok bacówki – zatoczyliśmy kółko. Idziemy teraz w innym kierunku szlakiem turystycznym, spotykamy po drodze kulig. 


Odbijamy w las i idziemy w dół, aż po sam koniec lasu. Niestety nie udaje nam się znaleźć żadnych grzybów jadalnych, nie tym razem. Wilson po drodze szuka i zbiera materiały na łuk ogniowy i świder ręczny, będzie do treningów przy ognisku. Czas wolno płynie, wracamy inną drogą i szukamy miejsca na kolejny nocleg. Znaleźliśmy trochę równego terenu, który przypominał taras widokowy. Dookoła strome zbocza, obok nas płyną dwa strumienie łączące się w jeden, dookoła mnóstwo opału także jest dobrze. Tak jak dnia poprzedniego przygotowujemy obozowisko, jemy porządny obiad, gotowany pęczak z rzeżuchą, serem, kabanosami i przyprawą do gulaszu. Ćwiczymy rozniecanie ognia za pomocą łuku ogniowego. Podstawka i świder z jodły – tutaj to dobry i ogólnodostępny materiał. Popracowałem trochę z rzemieniem, dociskiem zrobionym w nożu, bardzo przyjemny zestaw.  W przeciwieństwie do dnia wczorajszego co jakiś czas w koronach drzew zrywa się silny wiatr, szumi. Zapada zmrok, jest ciemno, widać mnóstwo gwiazd na niebie. Odpoczywamy przy ognisku i wcześnie kładziemy się spać.

Niedziela, budzę się jak jest jeszcze ciemno, dokładam do ognia i idę jeszcze spać bo czuję że zasnę. Budzę się godzinę później z zasypaną karimatą, śpiworem i plecakiem. W niespełna godzinę nasypało 2-3cm śniegu. Nie rozbijaliśmy plandek, wybraliśmy integrację z naturą, mogliśmy swobodnie oglądać gwiazdy. Noc cieplejsza niż poprzednia. 



Mamy sporo czasu, suszymy się trochę, pakujemy wszystko i trenujemy łuk ogniowy w aurze zimowej, śniegu dostatek i jeszcze mocno sypie. Ciekawy poranek w lesie. Po 10.00 opuszczamy obozowisko i idziemy pod górkę w stronę szlaku. Spotykamy wiatę zbudowaną z drewna z ławkami, stolikami i paleniskiem. Godzinę później jesteśmy w bacówce, gdzie kończymy naszą krótką wędrówkę skromnym obiadkiem w postaci barszczu z uszkami.


Dzięki Wilson za kolejny wspólny wypad, do lasów Iwkowej i okolic na pewno jeszcze kiedyś wrócę!









Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/06080215IwkowaZima?noredirect=1