piątek, 28 grudnia 2012

Zimowy spacer - 27.12.12


Śmiało komentujcie wpisy, ciekaw jestem co dzisiaj czytelnicy uważają o blogu.

Kawa z żołędzi
Początek zimy, bez śniegu z dodatnią temperaturą spowodował, że zagościłem w lesie z osobą, którą udało mi się namówić na wspólny wypad. Około 9.00 byliśmy w lesie, poszliśmy do mojego szałasu, który robiłem 1,5 roku temu. Jak zwykle w okolicy widzieliśmy 2 sarny. Rozpaliliśmy ogień, zjedliśmy po kawałku kiełbasy, wypiliśmy napar z uprażonych żołędzi (kawę) i o 10:40 ruszyliśmy w stronę ambony i Jodłówki. Po drodze napotkaliśmy sporo porostów, grzybów naziemnych i nadrzewnych, kilka większych i mniejszych czeczot. Zebrałem jakiś obcy gatunek grzyba nadrzewnego i kilka świdrów z wierzby do ręcznego świdra ogniowego.
Kiełbasa, chleb przy ognisku
Na ambonie wypiliśmy trochę herbaty i ruszyliśmy dalej, prosto do lasu. Będąc w Jodłówce kierowaliśmy się w miejsca gdzie występują łosie. Chcieliśmy jakieś zobaczyć, jednak tym razem mieliśmy pecha. Widzieliśmy za to dzika, którego z wrażenia pomyliłem z łosiem, cicho krzycząc: „łoś!”. Osobiście byłem w dwóch nowych okolicach ; osoba ze mną pierwszy raz była w tym lesie. Przez kilka chwil w ogóle nie wiedziałem gdzie jestem, jedynie orientacyjnie wiedziałem w którą stronę iść w razie czegoś. Na łące wyszliśmy na ambonę, z której obserwowaliśmy okolice, wypiliśmy po kubku barszczu i zjedliśmy kilka kostek czekolady.
Kiełbasa, przyprawy, herbata domowa
Następnie poszliśmy w lasem w kierunku drogi powrotnej. Co jakiś czas kropił deszcz, wiał silny wiatr, jednak nic konkretnego. W odpowiednim czasie nastał czas na ognisko i posiłek – najbardziej wyczekiwany, podczas tego dnia. Zjedliśmy upieczoną kiełbasę, kilka kromek chleba, wypiliśmy domową herbatę, wywar sosnowy. Niestety tym razem się nie najadłem tak jak na początku miałem w planie. Ugasiliśmy ognisko i około 15.20 zaczęliśmy wracać. Po drodze na otwartej przestrzeni podziwialiśmy ładną tęczę i zachód słońca. Szybki marsz lasem i o 16.00 wyszliśmy z lasu. Cały opis bez jakichś szczegółów.

Zimowy zachód słońca
Dzień jak dzień, bardzo miło spędzony.  Jestem ogromnie zadowolony. Zebrałem sporo gatunków grzybów, które się suszą. W odpowiednim czasie sprawdzę czy nadają się na hubkę do krzesiwa tradycyjnego.








Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/ZimowySpacer271212#


Podpłomyki

Pomyślałem, żeby pierwszy wpis dotyczący pożywienia zrobić o podpłomykach, czyli najlepszym i najprostszym do wykonania pożywieniem terenowym. Podpłomyki można robić na wiele sposobów, z różnymi składnikami w domu, czy w lesie. Czas wykonania i prostota to cenne cechy tego pożywienia.
Podpłomyki można zdefiniować na wiele sposobów.  Najprościej napisać, że to po prostu mąka, woda i sól do smaku. To prymitywny chleb, pieczone placki. Sposób przyrządzenia: do naczynia wsypujemy mąkę i soli odpowiednio do smaku, następnie dolewamy wody i mieszamy tak aby wyrobić ciasto. Z ciasta, formujemy cienkie okrągłe placki i pieczemy na źródle ciepła. To tak ogólnie i najprościej.

Mąka żytnia ; mąka pszenna
Jako mąkę możemy użyć pospolicie występującą na co dzień mąkę pszenną i żytnią. W domu można dosypać bułkę tartą, odrobinę proszku do pieczenia, drożdży, jajka. Mąkę możemy także zrobić sami np. z orzechów włoskich, żołędzi, kłączy pałki wąskolistne j i szerokolistnej, korzeni mniszka lekarskiego, cykorii podróżnik, łyka sosny, świerku, modrzewia, męskich kwiatostanów leszczyny i innych roślin. Niektóre sproszkowane części roślin nie lepią się po dodaniu wody dlatego wtedy trzeba dosypać inny rodzaj/gatunek mąki. Nie lepi się mąka z żołędzi, dlatego trzeba do niej dodać np. mąkę pszenną.

Podpłomyk z rozgniecionymi jeżynami ; kompot z jabłoni
Jako dodatkowy składnik ciasta można używać praktycznie wszystkiego, co w granicach rozsądku się powinno nadawać. Przykładowo suszone owoce, rozdrobnione orzechy włoskie i żołędzie, pokrojone drobno liście roślin i oczywiście inne przyprawy niż sól itp.Wterenie przy ognisku można dodać trochę popiołu. Najłatwiej wyrobić ciasto z mąką pszenną, trudniej z mąką żytnią. Sposób i czas w jakim wyrobimy ciasto zależy od naszego doświadczenia i składników jakimi dysponujemy. Kiedy damy za dużo wody, dosypujemy mąki, kiedy damy za mało wody dolewamy jeszcze wody. Gdy wyrobimy ciasto tak, aby nie przywierało do naszych dłoni formujemy okrągłe placki o grubości kilku mm, 0,5cm i pieczemy.

Pieczenie podpłomyków z mąki pszennej i żytniej
Podpłomyki można piec na patelni wysmarowanej tłuszczem, tak aby nie przywierały. Nie musimy dysponować tłuszczem – wtedy pilnujemy, aby podpłomyki nie przywarły. Podpłomyki można piec też bezpośrednio nad ogniem, zawinięte na kiju, owinięte w kiełbasę, bulwy topinamburu lub inny korzeń lub kłącza, ułożone na rozgrzanych skałach – tak podobno najlepiej smakują, coś w tym jest. Jadłem pieczone podpłomyki z orzechami nad Wisłą na rybach. Kiedy uformujemy zbyt grube placki, w środku ciasto nie upiecze się i będzie surowe, wówczas podpłomyki będą rozciągliwe, elastyczne, niezbyt smaczne lecz zjadliwe. Gdy placki będą cienkie szybko upieczemy dobry, chrupiący posiłek. Ciasto rośnie, gdy temperatura wokół w tym miejscu jest zbyt wysoka, aby zapobiec temu można w podpłomyku robić dziury widelcem w kilku miejscach.

Podpłomyki
Podpłomyki robię często od niecałego roku, sporo obserwowałem co się dzieje robiąc je, sporo się nauczyłem.  Najlepiej smakują z dżemem, ciepłym napojem, słodkim syropem lub posmarowane miodem. Polecam w swoje menu leśne wprowadzić podpłomyki, gdyż to rzecz wspaniała do lasu na wyprawy!


sobota, 15 grudnia 2012

Test hubek cz. 2 - Dziewanna pospolita i purchawki

Następne wpisy będą o pożywieniu.
Dziewanna pospolita

Liście spreparowane na trzy sposoby
Słyszałem różne opinie na temat liści dziewanny pospolitej, jeśli chodzi o wykorzystanie w krzesiwie tradycyjnym. Postanowiłem sam to sprawdzić. Podejrzewam, że włoski młodych liści łapią iskrę.
Zebrałem liście z różnych stanowisk w różnym wieku. Liście podzieliłem na młode i starsze, następnie wysuszyłem. Kiedy wszystkie były suche spreparowałem je na 4 sposoby. Im bardziej młode są liście, tym bardziej jasne, z większą ilością owłosienia. Po wysuszeniu stają się kruche i jasnozielone. 

Test z krzesiwem
Liście wysuszone, nie łapią iskry. Takie same liście, starte w dłoniach także nie łapią iskry.
Drugi sposób preparacji to zwyczajne opalenie krawędzi. Iskra spadająca na opaloną krawędź liścia po ułamku sekundy gaśnie, nie pomaga nawet odrobina wiatru. Trzeci sposób polegał na moczeniu liści w moczu przez kilka dni (3-4). Liście po wyjęciu stały się ciemniejsze , mniej kruche niż te, które nie są w żaden sposób polepszone.  Ten sposób także nie przyniósł efektu. Czwarta metoda, którą zrobiłem tylko w ramach zaspokojenia ciekawości polegała na kilkugodzinnym moczeniu liści w azotanie potasu. Po wyjęciu na włoskach liści były widoczne ziarenka azotanu. Mi się nie udało odpalić tak spreparowanego liścia. Powodem tego była pewnie zbyt mała ilość azotanu potasu wrzucona do wody z liśćmi. Jednak ogółem materiał w ten sposób przygotowany łapie iskrę. Nie jest to nic dziwnego, istnieje mnóstwo materiałów, które wymoczone w wodzie z azotanem potasu złapią iskrę.
Podsumowując z liści dziewanny nie można uzyskać hubki, która zajęła by się iskrą od krzesiwa tradycyjnego. Powodem tego jest zbyt wysoka temperatura zapłonu liścia. Iskry minimalnie opalają włoski, zmieniają jego barwę na czarną, nic więcej.

Purchawka chropowata, gruszkowata, brunatna

Kawałki purchawek chropowatych
Pewnego razu natknąłem się w lesie na purchawkę chropowatą. Sprawdziłem jak wygląda w środku. Świeży grzyb był cały biały, w środku także. Dodatkowo miękki i z dużą ilością wody. Pomyślałem, że struktura purchawki po wysuszeniu może być na tyle odpowiednia, że grzyb przejmie iskrę z krzesiwa tradycyjnego. Zebrałem kilka okazów z różnych miejsc, w różnych stadiach rozwoju i pozostawiłem do czasu aż będą całkowicie suche. 




Wysuszone owocniki purchawki chropowatej
Kilka dni później pewna osoba napisała mi , że prawdopodobnie purchawka może być hubką do krzesiwa. Pomyślałem, że to faktycznie zadziała. Gdy wszystkie już wyschły sprawdziłem to. Przeprowadziłem test zapalniczką. Żadna część nie tliła się, jedynie zwęglała. Zaskoczyło mnie to. 









W międzyczasie gdy purchawki chropowate się suszyły zbierałem też inne gatunki purchawek z różnych miejsc. Podejrzewam, że znalazła się w tym zbiorze purchawka gruszkowata i brunatna. Miały ciemniejszy kolor, to już pomyślałem, że one dadzą radę. Gdy wszystko już było suche przeprowadziłem testy zapalniczką. Purchawki gruszkowate, brunatne tlą się słabo ale długo, wydzielają mało dymu – bardzo dziwna sprawa. 





Purchawki brunatne, gruszkowate tlą się po opaleniu
zapalniczką
Nie łapią iskry niepreparowane. Po opaleniu także. Iskry gasną w ułamku sekundy. Kolejna próba znalezienia hubki do krzesiwa tradycyjnego nieudana.

piątek, 14 grudnia 2012

Jesienny spacer - 08.12.12

Późna jesień, za kilkanaście dni zacznie się kalendarzowa zima. Temperatura spadła poniżej 0°, nasypało trochę śniegu. Sobotni dzień postanowiłem spędzić w lesie i przypomnieć sobie jak było rok temu. Spakowałem się dzień wcześniej, aby niczego nie zapomnieć. Zabrałem ze sobą 1l herbaty, woreczek orzechów włoskich i trzy kromki chleba. Dodatkowo sprzęt do krzesiwa, okulary polaryzacyjne celem sprawdzenia ich jak spisują się podczas słonecznej pogody na śniegu oraz inne standardowe drobiazgi towarzyszące mi na każdym wyjściu z plecakiem z domu (apteczka, busola, źródło ognia, awaryjna rozpałka, telefon, chusteczki, reklamówki, legitymacja, kawałek sznurka, pasek odblaskowy, latarka).
W planie miałem sporo jednak jak zwykle to bywa nie wszystko udało się wykonać. Chciałem sprawdzić kilka hubek do krzesiwa tradycyjnego, nagrać film z rozpalaniem, zebrać kilka świdrów z dębu i konyzy do ręcznego świdra ogniowego i jeszcze kilka innych rzeczy. Kierować się też w stronę Jodłówki, żeby odwiedzić i pochodzić wspólnie z moim przyjacielem, towarzyszącym mi w lesie w zimie tak jak ja jemu na rybach w letnim. 

Mój cień na śniegu
Około 9.00 byłem już w lesie, wiedziałem, że pogoda będzie słoneczna i bezchmurna bo w noc była bezwietrzna, bezchmurna i gwieździsta noc. Temperatura wahała się w granicach -10°C. Na początku zrobiłem kilka zdjęć, które zawsze robię, żeby wrzucić do odpowiednich albumów w galerii. Na łące przy lesie zebrałem kilka świdrów z konyzy, zostawiłem je, wziąłem wracając już do domu. Poszedłem lasem w stronę Jodłówki. Napotkałem kilka razy kilka sztuk saren, duże ilości legowisk, wiele ścieżek. Gdy doszedłem do młodnika dębowego, nazbierałem kilka świdrów, które też zabrałem wracając. 

Zimowy strumień
Pochodziłem trochę wokół strumienia, spotkałem kilka sztuk czyreni dębowych – na wysokości około 3 metrów. Obrałem kierunek na ambonę. 











Sporo grzybów nadrzewnych
Po drodze spotkałem sporo pniaków z korzeniami po wycince, co leżą już przynajmniej 2 lata. Spotkałem tam sporo grzybów: wrośniaki, skórniki, żagiew zimową, dzieżkę pomarańczową, jakąś maślankę. 


Ognisko i chleb







Niedaleko od ambony rozpaliłem szybko małe ognisko, żeby wysuszyć sobie rękawiczki i ogrzać dłonie, zjadłem też trochę orzechów włoskich i chrupiącą kromkę chleba z ogniska. 










Łąki, polany z łosiami
Gdy doszedłem już do ambony, na której spędziłem około 10 minut, była już 11.45. Zacząłem iść już prosto do Jodłówki. Po drodze na łące po raz drugi w życiu czułem jak coś chodzi pod śniegiem, jednak tym razem nie udało mi się zobaczyć co to. Gdy zobaczyliśmy się - wspólnie poszliśmy w dwa różne miejsca. W jednym udało mi się dostrzec  dwa uciekające łosie, co było dla nas zdziwieniem, że tutaj bytują w dzień. Poznałem ciekawe miejsce, na pewno w zimie tam pójdę sam, może uda mi się zobaczyć łosie. Idąc spotkałem jakieś grzyby nadrzewne, bardzo się ucieszyłem bo była tam większa sztuka gmatwicy chropowatej, którą zabrałem ze sobą do domu. 

Legowisko jakiegoś większego łosia
Przeszliśmy się razem jeszcze trochę w lesie, wracając spróbowaliśmy nakręcić filmik. Było sporo śmiechu, finalnie nic z tego nie wyszło z powodu mrozu i nieodpowiednich materiałów, które źle dobrałem. W domu okazało  się, że próbne filmy wyszły w strasznie złej jakości. 








Słońce już powoli zachodzi
Przed godziną 15.00 rozeszliśmy się do domu. Wracałem bardzo szybko, tą samą drogą. Ciekaw byłem jak szybko zajdę. Po drodze zrobiłem jeszcze kilka zdjęć. Zaszedłem jakoś w 35minut około 4 km. 









Tak sobie chodziłem
Podsumowując najbardziej zadowolony jestem z tego, że okulary polaryzacyjne zdały egzamin doskonale. Ani razu nie musiałem mrużyć oczu z powodu słońca i sniegu. Urok zimy i mrozu jest ciekawy, czekam na większe mrozy i obfitą ilość śniegu. Zimno było mi w stopy mimo folii aluminiowej w butach. Nie przemokły mi w ogóle. Następnym razem do butów dam folii izotermicznej. Piłem regularnie herbatę mimo tego, że słabo odczuwałem pragnienie – jak to w zimie. Poprzedniej zimy maszerowałem  i piłem dopiero przy ognisku lub jak wracałem do domu - co było błędem.

Nie byłem głodny w ogóle, miałem sporo siły. Kondycyjnie też bardzo dobrze. Przeszedłem 13-15 km i miałem jeszcze dużo siły. Następnym razem spróbuję więcej przejść. Nie udało mi się przetestować kilku hubek, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Nie mogę doczekać się następnego całego wolnego dnia.

Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/ZimowySpacer081212#

piątek, 7 grudnia 2012

Wisła - marsz na 50 km - 20.07.2012

Pomyślałem, że wrzucę jakąś archiwalną wyprawę, oto ona. Pisałem na bieżąco, podczas odpoczynków.

Jestem w domu, jest godzina 6:20, wychodzę. Moja trasa to: dojść do Okulic, potem kierować się na północny-zachód do rzeki "Raba", następnie iść wzdłuż nurtu rzeki na północ aż do Wisły, gdzie Raba ma swoje ujście. Mam ze sobą jedynie litr wody, menażkę, nóż, podkładkę i świder oraz busolę.

Doszedłem już do lasu, gdzie droga będzie wiele ciekawsza. Nazbierałem kilka sztuk owoców borówki czarnej i maliny właściwej, oraz więcej owoców jeżyny fałdowanej. Po drodze trafiłem też na jabłoń dziką, więc nazbierałem kilkanaście sztuk jabłek. Zostawiam wszystko w plecaku. Jak będę głodny i spragniony to coś zjem, bo jeszcze długa droga przede mną. Tymczasem kieruję się na Okulice.


Jestem w Okulicach, wybrałem kierunek marszu na północny-zachód z lekką przewagą na zachód. Łąkami i polami mam do przejścia około 4-5 km, aż dojdę do Raby.





Jestem na wale od Raby, zebrałem trochę owoców jeżyny popielicy, 
powoli zaczynam odczuwać ból nóg, lecz odpocznę kiedy dojdę do celu - Wisły. Pogoda jest słoneczna, myślę że temperatura waha się w granicach 25°C - 30°C. Wieje wiatr, co jakiś czas przejdzie jakaś niegroźna chmura, wody i owoców mam jeszcze sporo. Po drodze widziałem 2 lisy, sarnę, bażanta - wszystko kilka metrów przede mną.



Osiągnąłem cel - doszedłem do Wisły. Poziom wody jest bardzo niski, odkąd byłem spadł o 1,5m. Zamierzam rozpalić ognisko, wypić ciepły kompot z owoców, zjeść trochę jabłek, osuszyć ubrania i stopy, przygotować się do drogi powrotnej, która będzie wiodła ulicami. Zrobił się większy wiatr, mniej słońca. 



Wszystko już zrobiłem, zgasiłem ognisko, spakowałem się odpowiednio. Jeszcze ściągnę buty na kilkanaście minut, zmoczę nogi i ruszę prosto do domu. Zostało mi mało wody, ale napiłem się przed chwilą. Ruszam prosto do domu.



Pozostało mi do Brzeska około 8 km. Wody brakło mi 2 km temu, jednak poprosiłem w sklepię o litr wody o zaspokoiłem pragnienie. Strasznie bolą mnie stopy, są nagrzane od skarpetek, butów i asfaltu. Na prawej stopie mam duży pęcherz dlatego idę jeszcze kilka km, następnie wracam już samochodem. Przepakowuję plecak i idę dalej.



Doszedłem do przystanku, gdzie kończy się moja trasa. Przeszedłem 45 km (+/- 2 km). Na lewej stopie również mam duży pęcherz. Podsumowując wypiłem 1,3 litra wody, nie udało mi się rozpalić ogniska metodą świdra ręcznego z powodu silnego wiatru na otwartej przestrzeni, który uniemożliwił to w 100%. Użyłem więc awaryjnego źródła ognia jakie mam zawsze ze sobą - zapalniczka.



Będąc w domu stwierdziłem, że dobrze zrobiłem kończąc tą podróż w taki sposób. Trzeba znać swoje umiejętności i możliwości fizyczne i psychiczne a także poznać granice swojego sprzętu, kiedy już zawodzi - w tym przypadku buty, stare, o cienkiej podeszwie - trudno, innych nie mam. Od plecaka bolały mnie plecy w jednym miejscu. Bardziej wygodnie nie da się go wyregulować, więc nosiłem go na różne sposoby.
Ogółem jestem zadowolony, (jednak nie w 100%) ponieważ naprawdę wiele się nauczyłem podejmując takie wyzwanie bez wcześniejszych treningów marszowych. Głód był najmniejszym problemem, jedno jabłko to były 3-4 małe ugryzienia, za każdym kolejnym już nie chciało się jeść, niektóre były gorzkie, kwaśne, trafiały się słodkie. Woda była większym problemem, ale największym buty, skarpety, stopy i na końcu plecak.

Dzisiaj, niecałe 5 miesięcy później stwierdzam, że muszę to poprawić. Na lipiec zaplanuję sobie trasę jednodniową, która będzie wynosić około 60 km. Tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, ze będzie to łatwe... Zobaczymy jak będzie. Już się nie mogę doczekać.



czwartek, 6 grudnia 2012

Błyskoporek podkorowy

Błyskoporek podkorowy (Inonotus obliquus) –  to niejadalny, rzadki grzyb nadrzewny, który objęty jest częściową ochroną, dlatego nie powinno się pozyskiwać go z żywych drzew, tylko z przewróconych. Inna nazwa to włóknouszek ukośny, czaga. Jest pasożytem, który powoduje białą zgniliznę drewna. Występuje najczęściej na brzozach i olchach, czasami bukach ; osiąga rozmiary nawet do 40cm. Z racji tego, że na brzozach i olchach pospolicie występuje czeczota – obrzęk drewna, to istnieje możliwość pomyłki z błyskoporkiem. Jednak łatwo to odróżnić, gdyż czeczota jest bardzo twarda, przeważnie jest większa niż błyskoporek, czasem porośnięta mchem.

Błyskoporek rosnący na olsze.

Kawałki błyskoporka
Błyskoporka ma chropowatą, z wierzchu kruchą powierzchnie barwy brązowej lub wyraziście czarnej. Im bliżej środka grzyba barwa zmienia się - staje się jasnobrązowa, pomarańczowa, aż żółta – czasami z białymi, jasnymi plamami. Grzyb w stanie świeżym oraz po wysuszeniu nie ma charakterystycznego zapachu, jest bezwonny.


Błyskoporek podkorowy





Włóknouszek ma zastosowanie w medycynie naturalnej, a konkretnie w mykoterapii jako lek przeciwko rakowi żołądka – popularny w Rosji. Szerokie zastosowanie ma również w tematyce ognia, gdyż można go stosować jako hubkę przy krzesiwie tradycyjnym i syntetycznym, soczewce skupiającej promienie oraz jako podkładkę przy ręcznym świdrze ogniowym, łuku ogniowym.






Błyskoporek wyrastający z sęku na brzozie

czwartek, 29 listopada 2012

Żółciak siarkowy - hubka

Pod koniec grudnia i w styczniu zaczną pojawiać się wpisy dotyczące pożywienia, będą obszerne, ze zdjęciami.

Obumarły żółciak siarkowy, gotowy do użycia
Żółciak siarkowy to grzyb, łatwy do znalezienia, prosty i wydajny w pozyskaniu w odpowiednim czasie, od lipca do zimy. Podczas zbioru na jesień i zimę jest już praktycznie suchy, zasłonięty koroną drzewa, więc nawet po kilkudniowych opadach można znaleźć gotowy materiał do użycia, jest kruchy, delikatny dlatego należy uważać podczas jego przenoszenia, użytkowania.






Zebrany świeży żółciak pozostawiony do suszenia
W przypadku zbierania świeżych okazów, należy lekko oskrobać powierzchnie grzyba i wysuszyć. Jest to słabo opłacalne, gdyż suszenie długo trwa. Lepiej poczekać aż grzyb sam wyschnie na drzewie.









Owocniki żółciaka
W żółciaku interesuje nas konkretnie owocnik i grzybnia o barwie białej, lekko żółtej, która doskonale łapie iskrę po lekkiej preparacji. Nadają się lekkie, trochę elastyczne kawałki – bardzo miękkie. Grzybnie można spotkać pomiędzy słojami złamanego drzewa, gdzie wrosła








Niespreparowany i spreparowany grzyb
Preparowanie polega na lekkim zwęgleniu krawędzi na którą będą spadały iskry. W przypadku braku preparacji należy nożem, paznokciem zrobić lekki meszek, który ułatwi chwycenie iskry. Wtedy hubka powinna również zadziałać, jednak nie wszystkim się to udało.








Tlący się kawałek owocnika, po złapaniu iskry
Jest jedną z najlepszych hubek z wielu powodów, łatwiej ją pozyskać niż błyskoporka i łatwiej się ją rozpala niż spreparowany owocnik hubiaka. Tli się mniej więcej w takiej samej szybkości jak błyskoporek. Łatwiej kawałki żółciaka trzymać przy np. krzemieniu. Nawet lekko zamoczony łapie iskrę i dobrze się tli. Jest bardzo prosty w użyciu, prosty w samej swojej istocie. Z każdego żółciaka otrzymamy hubkę, natomiast nie z każdego błyskoporka i hubiaka otrzymamy materiał do złapania iskry. 



Części żółciaka wyżarte przez szkodniki
Wadą jest to, że naturalnie uschnięty grzyb jest ciągle wyjadany przez larwy, dlatego nie uda nam się przechować takiej hubki przez czas np. 3 miesięcy. Zdarzają się jednak przypadki, że pozyskany kawałek nie będzie zajęty przez szkodniki. W przypadku, gdy mamy taką hubkę, pokruszoną, rozwalającą się należy krzesać sposobem, gdzie hubka leży na powierzchni ziemi i uderzany krzemieniem o stal. 





Tlący się żółciak, zebrany jako surowy
Kiedy pozyskamy żółciaka w stanie surowym, wysuszymy go, hubka również łapie iskrę, lecz trochę gorzej niż ta, która naturalnie wyschnie. Jednak w tym przypadku grzyba możemy przetrzymywać bez obaw, że zostanie zjedzony przez szkodniki.








Płomień uzyskany dzięki żółciakowi w lekko wilgotnej
rozpałce
Po kilku uderzeniach stali o skałę iskry spadają na opaloną część grzyba i tlą się w kilku miejscach scalając w jedną część – bardzo wolno, wydzielając brzydki zapach. Hubkę trzymając w rozpałce można ścisnąć, łatwiej otrzymamy płomień, tlący się owocnik nie zgaśnie. Jest tak też w przypadku błyskoporka. Bardzo łatwo rozdmuchuje się żółciaka w wielu różnorodnych rozpałkach, nawet lekko wilgotnych.






Tlący się kawałek grzybni żółciaka siarkowego
Grzybnia jest jasna, bardzo elastyczna, czasami twarda z kawałkami drewna. Łapie iskrę bez preparacji, ale trochę słabo, dlatego warto wcześniej opalić krawędzie tak jak w przypadku używania owocników. Dobrze się tli, trudno zgasić. Podsumowując tematykę żółciaka najlepiej iskrę łapią delikatne, kruche owocniki z opalonymi krawędziami.






Udało się
Dowodem tego jest to, iż żółciaka rozdmuchał mój przyjaciel towarzysząc mi wtedy w lesie. Przygotowałem mu zestaw krzesiwa z grzybem i rozpałkę, po chwili otrzymał ogień. Jednak zauważam, że on wszystko widział co wcześniej robię z kilkoma innymi hubkami.




poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozpałka w zależności od hubki

Ze względu na rodzaj hubki należy stosować różne rozpałki, poprzez co łatwiej otrzymamy płomień.

Mech torfowiec
1) W przypadku drobnych i szybko tlących się materiałów takich jak zwęglona bawełna lub spreparowany puch roślinny należy wybierać przede wszystkim suchy materiał na budowę rozpałki. Można wtedy wykorzystać wyschnięty mech – torfowiec błotny, wcześniej przygotowany, kwiatostany takich roślin jak trzcina pospolita, trzcinnik piaskowy, manna mielec, kora brzozy brodawkowatej, przekwitnięte kwiatostany roślin z rodzaju: pałka, oset, ostrożeń – takich, które są podobnie wydajne w zbiorze, oraz najbardziej pospolicie występujące wyschnięte całe rośliny z rodziny: wiechlinowate.
Ostrożeń polny
Poszczególne elementy rozpałki, którymi dysponujemy, bo przygotowaliśmy je wcześniej, lub te które udało nam się zebrać podczas naszej wędrówki możemy mieszać w różnych proporcjach, kiedy nie uda nam się zebrać jednego w dużej ilości. Jednak musimy wiedzieć, że mech torfowiec jest tylko dodatkiem, tak jak kora brzozy. Najlepiej do tego rodzaju hubek stosować wyschnięte wiechlinowate zmieszane z łatwo dostępnym puchem roślin, wówczas efekt będzie doskonały.




Trzcinnik piaskowy
 2) Kiedy jako hubkę mamy materiał, który trudno zgasić, bardzo dobrze i wolno się tli – jest najlepszy, to rozpałkę możemy zrobić ze wszystkiego, nawet z tego co jest lekko wilgotne.  Przykładowymi takimi hubkami może być kawałek  hubiaka, błyskoporka, żółciaka oraz inne, podobne materiały. Wtedy uda nam się osiągnąć żar stosując trudniejsze rozpałki jak sam puch roślinny, wyschnięte igliwie sosny pospolitej, kora brzozy brodawkowej.




Uschnięte wiechlinowate
Wówczas dłużej będziemy rozdmuchiwać, lecz efekt końcowy będzie ten sam. Jednak nie jest problemem znaleźć innych, w dodatku łatwiejszych materiałów na rozpałkę takich jak kwiatostany trzcinnika piaskowego, trzciny pospolitej, liście drzew liściastych, lekko pokruszone, czy wyschnięte wiechlinowate. Nadaje się po prostu wszystko, w granicach dopuszczalności, bez przesady oczywiście.