Jestem w domu, jest godzina 6:20, wychodzę. Moja trasa to: dojść do Okulic, potem kierować się na północny-zachód do rzeki "Raba", następnie iść wzdłuż nurtu rzeki na północ aż do Wisły, gdzie Raba ma swoje ujście. Mam ze sobą jedynie litr wody, menażkę, nóż, podkładkę i świder oraz busolę.
Doszedłem już do lasu, gdzie droga będzie wiele ciekawsza. Nazbierałem kilka sztuk owoców borówki czarnej i maliny właściwej, oraz więcej owoców jeżyny fałdowanej. Po drodze trafiłem też na jabłoń dziką, więc nazbierałem kilkanaście sztuk jabłek. Zostawiam wszystko w plecaku. Jak będę głodny i spragniony to coś zjem, bo jeszcze długa droga przede mną. Tymczasem kieruję się na Okulice.
Jestem w Okulicach, wybrałem kierunek marszu na północny-zachód z lekką
przewagą na zachód. Łąkami i polami mam do przejścia około 4-5 km, aż dojdę do
Raby.
powoli
zaczynam odczuwać ból nóg, lecz odpocznę kiedy dojdę do celu - Wisły. Pogoda
jest słoneczna, myślę że temperatura waha się w granicach 25°C - 30°C. Wieje
wiatr, co jakiś czas przejdzie jakaś niegroźna chmura, wody i owoców mam
jeszcze sporo. Po drodze widziałem 2 lisy, sarnę, bażanta - wszystko kilka
metrów przede mną.
Wszystko już zrobiłem, zgasiłem ognisko, spakowałem się odpowiednio. Jeszcze ściągnę buty na kilkanaście minut, zmoczę nogi i ruszę prosto do domu. Zostało mi mało wody, ale napiłem się przed chwilą. Ruszam prosto do domu.
Pozostało mi do Brzeska około 8 km. Wody brakło mi 2 km temu, jednak poprosiłem
w sklepię o litr wody o zaspokoiłem pragnienie. Strasznie bolą mnie stopy, są
nagrzane od skarpetek, butów i asfaltu. Na prawej stopie mam duży pęcherz
dlatego idę jeszcze kilka km, następnie wracam już samochodem. Przepakowuję
plecak i idę dalej.
Doszedłem do przystanku, gdzie kończy się moja trasa. Przeszedłem 45 km (+/- 2 km). Na lewej stopie również mam duży pęcherz. Podsumowując wypiłem 1,3 litra wody, nie udało mi się rozpalić ogniska metodą świdra ręcznego z powodu silnego wiatru na otwartej przestrzeni, który uniemożliwił to w 100%. Użyłem więc awaryjnego źródła ognia jakie mam zawsze ze sobą - zapalniczka.
Będąc w domu stwierdziłem, że dobrze zrobiłem kończąc tą podróż w taki sposób.
Trzeba znać swoje umiejętności i możliwości fizyczne i psychiczne a także
poznać granice swojego sprzętu, kiedy już zawodzi - w tym przypadku buty,
stare, o cienkiej podeszwie - trudno, innych nie mam. Od plecaka bolały mnie
plecy w jednym miejscu. Bardziej wygodnie nie da się go wyregulować, więc
nosiłem go na różne sposoby.
Ogółem jestem zadowolony, (jednak nie w 100%) ponieważ naprawdę wiele się nauczyłem podejmując takie wyzwanie bez wcześniejszych treningów marszowych. Głód był najmniejszym problemem, jedno jabłko to były 3-4 małe ugryzienia, za każdym kolejnym już nie chciało się jeść, niektóre były gorzkie, kwaśne, trafiały się słodkie. Woda była większym problemem, ale największym buty, skarpety, stopy i na końcu plecak.
Ogółem jestem zadowolony, (jednak nie w 100%) ponieważ naprawdę wiele się nauczyłem podejmując takie wyzwanie bez wcześniejszych treningów marszowych. Głód był najmniejszym problemem, jedno jabłko to były 3-4 małe ugryzienia, za każdym kolejnym już nie chciało się jeść, niektóre były gorzkie, kwaśne, trafiały się słodkie. Woda była większym problemem, ale największym buty, skarpety, stopy i na końcu plecak.
Dzisiaj, niecałe 5 miesięcy później stwierdzam, że muszę to
poprawić. Na lipiec zaplanuję sobie trasę jednodniową, która będzie wynosić
około 60 km. Tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie wiem czemu, ale
wydaje mi się, ze będzie to łatwe... Zobaczymy jak będzie. Już się nie mogę
doczekać.
Więcej zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/WisAMarszNa50Km20072012#
https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/WisAMarszNa50Km20072012#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz