czwartek, 13 września 2018

Mały Szlak Beskidzki - 25-22.06.2018

Przepowiednia pogodowa niezbyt optymistyczna
Mały Szlak Beskidzki o długości 137 km przebiega przez pasma górskie, które omija Główny Szlak Beskidzki, czyli Beskid Mały, Makowski i Wyspowy. Spakowałem się na lekko w plecak o pojemności 20l i w drogę. Pogoda zmienną jest, przelotne opady trwały po kilka godzin. Momentami wychodziło słońce i było całkiem ciepło, po czym w lesie chłód i ubierałem kurtkę przeciwdeszczową. Szlak w znacznej większości prowadzi lasem, mało asfaltu i łąk na otwartej przestrzeni.


Szlak w moim odczuciu jest wzorowo oznaczony, tylko raz zgubiłem oznaczenie szlaku - za bardzo się zamyśliłem patrząc pod nogi. Przejście z Bielsko-Białej do Rabki-Zdrój zajęło mi 4 dni. Było intensywnie, ale niezbyt trudno, szlak nie jest specjalnie wymagający.

Z widokiem na miasto... Spotkałem tutaj coś w rodzaju "obławy" straży leśnej na jeżdżących mnogo ludzi na motokrosach
To jedno z ciekawszych miejsc na szlaku jak dla mnie. Zbocze bukowe przypomniało mi las niczym z Bieszczadów
Kolejny rozgardiasz zrywkowy na szlaku. Oczywiście tablice o zakazie wstępu...
Dzień drugi, pogoda mglista, rześko. Temperatura 5 stopni. Zakładam od razu kurtkę, żeby nie przebierać się w ciągu dnia
Przelotny deszcz z cyklu popada dwa dni i przeleci?
Przejście nad Skawą. Spotkałem tutaj parkę bociana czarnego
Dzień trzeci. Groźne chmury, zapowiadające kolejną falę deszczu. Wychodząc zaczęło padać, po chwili wyszło słońce. Grzbietem który idę świeci słońce, natomiast po mojej prawej stronie sytuacja tak właśnie wygląda
Nasze Beskidzkie szlaki, takie piękne...
Idę zygzakiem omijając błotniste kałuże
Na Kudłaczach brak ludzi, cisza i spokój. Padało praktycznie całą noc. Jednak przestało w samą porę, kiedy zacząłem się już zbierać.
Mglistość nie ustępuje na pewnej wysokości.
Z widokiem na rozległą Mszanę Dolną. Momentami ostre słońce. Duszno, chmury wypiętrzają się jakby zbierało się na burzę - zgodnie z prognozami. Finalnie jednak nic nie zagrzmiało.
Ostre podejście na Luboń Wielki na sam koniec dnia daje o sobie znać. Jednak lubię krótkie i strome podejścia. Tym bardziej, że za chwilę ukończę kolejny szlak.
Krótki, prosty szlak, mimo to zadowolony jestem że udało się go przejść. Krótka przerwa w schronisku i czas schodzić na obrzeża Rabki-Zdrój. W dodatku patrząc na szlak niebieski i zielony pomyliły mi się kolory i szedłem dłuższą drogą. No ale co tam...
To pierwszy szlak, na który zabrałem niskie buty. Na taki dystans w takim terenie było to idealne rozwiązanie mimo deszczu, jednak buty bez membrany szybko schną. Po prawej na zdjęciu widać cały ekwipunek, który ze sobą zabrałem i miałem w plecaku o łącznej wadze 4 kg. Niesamowita różnica w marszu z tak lekkim plecakiem. Na szlaku nie ma problemu z wodą, pokonując odpowiedni dystans do kolejnej miejscowości.


Porównując do innych pasm górskich i szlaków - MSB nie ujął mnie jakoś szczególnie, może kilka miejsc mi się spodobało bardziej szczególnie. Ponownie, drugi raz - nie wybrałbym się na ten szlak, nie jest na tyle atrakcyjny.

piątek, 31 sierpnia 2018

Nocka na rybach, Wisła - 15-16.06.18

Jeśli na ryby - to niezmiennie w tym samym składzie co kiedyś.


Mieliśmy upatrzone miejsce sprzed dnia wcześniej, jednak okazało się że ktoś je nam zajął. Popatrzyliśmy na mapę i pojechaliśmy na drugą stronę rzeki, znajdując jakąś spokojną zatoczkę. Po 21.00 byliśmy rozłożeni przed zmrokiem i nastał czas na relaks... Czas leciał całkiem szybko, w końcu trwają najkrótsze noce w roku. Przed 1.00 w nocy niebo się przetarło i po chwili patrzenia w gwiazdy było widać drogę mleczną. Nawet udało się całkiem fajne zdjęcie zrobić. 


Kilkanaście minut po 3.00, powolutku zaczyna robić się jasno. Godzinę później połaziłem po okolicy celem złapania wschodu, ale nic ciekawego się nie działo więc odpuściłem. Po drugie stronie rzeki ganiały się zające, powstało dokumentacyjne zdjęcie ale nawet go tu nie umieszczam. Udało się złowić 4 sumy wielkości około 30-40cm, oraz dwa klenie na spinning tuż przed zawijką do domu.

 




Miejsce jest fajne, około 200m dalej są wiaty, kosze na śmieci, palenisko. W ogóle ścieżka rowerowa wygląda tak, jakby wjeżdżało się do jakiejś wioski wikingów.

Prezent - kuksa

Swego czasu, taki właśnie prezent otrzymałem za przejście dookoła Polski. Kuksa, jak przystało zrobiona z sezonowanej kilkuletniej czeczoty brzozy. Dziękuję Jerzy!

Na zdjęciu ładnie komponuje się z leśną półką w pokoju

Pogórze Wiśnickie, marsz - 50 km

Nie jest to długi dystans, ale to najdłuższy szlak na Pogórzu Wiśnickim, stąd dodałem do kategorii szlaki długodystansowe.


Na Pogórzu Wiśnickim mamy czerwony szlak. Na mapie turystycznej prowadzi z Brzeska do Jasienia zataczając prawię pętlę. W rzeczywistości błądząc za nieaktualnym oznaczeniem zatoczylibyśmy pętlę. Wybrałem swoją wersję szlaku... Od dawna już się chciałem tam wybrać, jednak zawsze odkładałem to na kiedyś, skoro tak naprawdę to jeden dzień wędrówki, to można iść kiedykolwiek... 



Miałem iść dzień wcześniej, jednak burza przerwała moje plany, poza tym było już późno jak na taką trasę. No to poszedłem dzień później - tym bardziej że chciałem iść w słonecznej pogodzie. Słońce było, ale niezbyt gorąco, około 22 stopnie. Lubię wędrować w takich warunkach... Dwa razy zgubiłem szlak, raz nadłożyłem drogi a drugim razem okazało się, że cały czas jestem na szlaku tylko przez długi czas nie ma nigdzie oznaczenia. 


Kiedy zgubię szlak, potrafię się z powrotem szybko odnaleźć, patrzę na mapę i otoczenie i idę orientacyjnie do szlaku, czy ścieżki. Szlak w większości prowadzi asfaltem, polami i częściowo lasem.

 








Przez całą drogę zjadłem 6 bananów i 4 pączki. Wypiłem 3,5 l wody. Za to w domu najadłem się konkretnie obiadem. Jak na drogę "z marszu" wyszło całkiem dobrze, brak odcisków, jakoś nie czuję się potwornie zmęczony dzień później - co nie znaczy że dzisiaj znowu bym zrobił blisko 50 km... Jeśli miałbym wędrować kilka dni inaczej rozłożyłbym kilometraż. Ale skoro to tylko jeden dzień, to można iść iść dopóki sił starczy nie patrząc na konsekwencje kolejnego dnia - że po prostu nie damy rady dalej iść.

Pokonanie 49,1 km zajęło mi 9 godzin 20 minut. Średnie tempo wyszło 5,26 km/h. Więc całkiem dobrze. Pierwsza taka wędrówka z plecakiem na lekko. Podoba mi się

Bieszczady w maju - 09-12.05.18

Kilka dni w Bieszczadach, celem zobaczenia żywej zieleni, i wschodów słońca. Przy okazji odwiedziłem ponownie znane mi okolice i miejsca. Krótka fotorelacja.


Mgła o wschodzie słońca w dolinie Solinki
Żółty szlak na Połoninę Wetlińską
W drodze na Smerek, widok na Przełęcz Orłowicza i Połoninę Wetlińską
Las majowy
Pod Smerkiem

Burza i deszcz na Słowacji
Ostatni płat śniegu w Bieszczadach. Na stoku Wielkiej Rawki najdłużej się utrzymuje

Mgła w dolinie Wetlinki

Chwilę po wschodzie słońca

Sarna europejska (Capreolus capreolus)

Kiedy po zimie trawy i inna roślinność jest w kolorze siana, a zieleń z dnia na dzień jest co raz bardziej bujna, sarny nadal mają zimową suknię, czyli sierść. Na nizinach, dopiero w maju zrzucają swoją sierść, natomiast w górach jest to później z racji sroższych warunków i dłuższej zimy. Jest to głównie funkcja ochronna, zwierzę lepiej się maskuje, mniej traci energii zimą.

05.04 Wybierając się w okolicę czatowni kątem oka zauważyłem sarnę, nie zwróciła na mnie uwagi - miała też spory dystans, nie musiała się mną przejmować. Wracając po kilkunastu minutach okazało się że nadal jest mniej więcej w tej samej okolicy dlatego, ponownie wypakowałem wszystko z plecaka, dodatkowo ubrałem bluzę i koszulkę na głowę w celu zamaskowania i zacząłem podchód.


Przechodząc przez trawy, coś w rodzaju trzcinnika zacząłem się czołgać od pagórka traw do kolejnego pagórka. Co jakiś czas robiłem zdjęcia, nie wiedziałem czy sarna za chwilę się nie spłoszy oraz kiedy usłyszy dźwięk, który wyzwala wciśnięcie migawki w aparacie. Udało mi się przeczołgać około 20m, kiedy byłem już naprawdę blisko. Emocje z każdym metrem się potęgowały. Problemem stało się to, że sarna wcale nie chciała podnieść głowy, tylko cały czas skubała wczesną zieleń. Po chwili podniosła się, ale nie zauważyła mnie, po czym położyła się i zamknęła oczy - udała się na drzemkę. Nie trwało to długo, po czym przyszła drugie zwierzę, którego w ogóle nie widziałem. Najwidoczniej to jakaś mała rodzina. Wykonałem kilka zdjęć i oddaliłem się tak, aby agresywnie nie spłoszyć zwierząt.



Całe spotkanie trwało blisko godziny i było pierwszym takim udanym i ciekawym podejściem zwierzyny z aparatem.