wtorek, 27 października 2015

9-11.10.15 zlot reconnet

Poprzedni zlot reconnet na którym byłem, miał miejsce w Kowarach w województwie dolnośląskim rok temu jesienią. W tym roku znów jesienią udało mi się pojechać, teraz padło na świętokrzyskie, Nowa Wieś. Początkowo chciałem pojechać na zlot jak najwcześniej, czyli w czwartek jednak wyszło jak zawsze i pojechałem w piątek. O godzinie 17.00 wyjeżdżamy z Jackiem z Bochni do Krakowa, gdzie zabieramy Irola i niszkę po czym udajemy się jak najszybciej na zlot. Temperatura spada, nocą ma być zimno. W trasie krótka przerwa, żeby coś zjeść i ruszamy dalej, została godzina jazdy. Droga minęła w przyjemnej atmosferze, w docelowe miejsce dojechaliśmy kilkanaście minut przed 22.

Wita nas SmileOn, organizator; miejscówka zlotowa znajduje się zaledwie 100m od drogi, jednak rozłożone plandeki tłumią hałas, samochody i tak rzadko tu jeżdżą. Witam się ze starymi znajomymi, poznaję kilka nowych twarzy, jeszcze nie wszyscy przyjechali.
Jestem głodny akurat jest już kolacja w wykonaniu wilow'a, a jest to specjalny kurczak i gotowane warzywa na ostro. Ostrość w smaku była optymalna, jednak gorące danie to trzeba powoli jeść. Poszedłem rozbić się we wskazany las sosnowo-brzozowy, jak zwykle idę jak najdalej aby w spokoju móc spać. Od pierwszych chwil poczułem klimat forumowy, płonące kłody w ognisku, wspólne śpiewy z gitarą, krążące różne trunki. Przyjeżdżają kolejni zlotowicze, ostatni przyjechał Młody chwilę po północy. Marshall robi swój kolejny chleb w żeliwnym kociołku nad ogniem, prawdziwy domowy chleb na zakwasie.

Jest późno i zimno, temperatura spadła poniżej zera. Przed drugą w nocy już mniej osób kręci się wokół ogniska, również odpadam i idę spać do ciepłego śpiwora.


Sobota, budzę się wraz ze wschodem słońca, jednak jest mi zbyt wygodnie i przyjemnie abym już wstawał, idę dalej spać i wstaję bardziej wyspany po 9.00.  Jest słonecznie ale wietrznie, idę do ogniska napić się ciepłej herbatki i przywitać się z tymi, których jeszcze nie widziałem. Teraz dokładniej widać stół ze wspólnym jedzeniem, powoli wraz z Kopkiem decydujemy żeby przejść się na wspólny spacer po okolicy w większym gronie chętnych osób.

Kilka minut po 11.00 w składzie ośmiu osób ruszamy a SmileOn nas prowadzi tu i tam.
Październik to jesień, czas kolorowych zmian w lesie, w tym roku coś później następuje. Idziemy kilkanaście minut lasem po czym wychodzimy na ścieżki między polami uprawnymi. Z jednej strony widać równiny a z drugiej jakieś wzniesienia terenu. Mijamy żółtą leśniczówkę, która nie przypomina leśniczówki.



Drzewa w lesie w większości zielone, jednak aleja dębów i klonów do której zmierzamy z oddali widać że jest pomarańczowo-czerwona, wszystko świetnie kontrastuje podczas pełnego słońca, szkoda tylko że jest tak wietrznie. Po drodze spotykam driakiew żółtą, przelota pospolitego i czernidłaka kołpakowatego. Dochodzimy do wielu stawów, kilka z nich jest wyschniętych, obok jacyś ludzie zajmują się odmulaniem i wyławianiem ryb celem zarybienia innych stawów. Kopek kupił kilka ryb i po dwóch godzinach zaczęliśmy wracać, początkowo tą samą drogą a później odbiliśmy bardziej w las.SmileOn pokazał nam jeszcze paśnik, wielkości niejednej dobrej wiaty w górach, w której można się schronić.


Po 14.00 wracamy ze spaceru, ryby zostały wrzucone na ruszt. Niszka powiedziała mi o ciekawym grzybku na drzewie, poszedłem go zobaczyć i sfotografować, bo go nie znałem, jak się okazało to samotek zmienny. Pokręciłem się trochę po okolicy, po czym zająłem się podpłomykami, w których dosłownie pomagała mi chyba połowa zlotu. Wyrabiałem ciasto z syropem jeżynowym i osobno z cynamonem, które nie chciało się dobrze wyrobić chyba z powodu niskiej temperatury, trochę się rozpadało; natomiast reszta obierała i mieliła orzechy, które przywiozła niszka, jako dodatek do ciasteczek.

Kopek przygotował w międzyczasie słodki dżem z dyni i fajny stojak na podpłomyki, które pod kątem mogły się długo piec przy ognisku. Inni też w międzyczasie coś kucharzyli, Dźwiedź przygotował makaron z dodatkiem czosnku niedźwiedziego, który poczułem jako pierwszy podczas próbowania, oraz z dodatkiem zwykłego czosnku. Smaczne i zdrowe. Marshall ponownie przygotowywał chleb, w międzyczasie było strzelanie z łuku pod nadzorem Jacka, potem nastąpiła zabawa w Giertycha zainicjonowana przez Doktora, oj działo się. Spakowałem część swoich rzeczy i przeniosłem się do głównego obozowiska, dzisiaj tutaj będę spał. Jest ciemno, dookoła pełno rozmów, śmiechu, dymu z ogniska i różnych trunków. Późnym wieczorem ponownie zaczyna się gitara i śpiewy, znów późno idę spać, jest zimniej niż poprzedniej nocy.
Niedziela, wstaję przed 8.00, nie chcę mi się wychodzić ze śpiwora, więc jeszcze się grzeję. Niektórzy wstali i już coś gotują przy ognisku, inni jeszcze odpoczywają przed drogą do domów. Co raz bardziej przeszkadza mi dym z ogniska, który odbija się od plandek rozwieszonych dookoła przez silny wszędobylski wiatr.

Doktor przeprowadził swoje warsztaty z broni czarnoprochowej, które miało spore zainteresowanie. Ciepła herbata, pakowanie się, połaziłem jeszcze trochę po okolicy i niestety krótko ale fajnie i trzeba się żegnać, do następnego! Około 11.00 wracamy w tym samym składnie, dzięki Jacek za bezpieczną podwózkę do Brzeska!

Świetnie było się z Wami spotkać, pogadać, szkoda że niektórzy nie chcieli lub nie mogli przyjechać, do zobaczenia na zlocie wiosennym.


Więcej zdjęć w galerii: https://picasaweb.google.com/104572263095461936350/9111015ZlotReconnet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz